Ja tak mam …
Pierwsze dni kolejnego roku. Patrzę w lustro i mój wizerunek zaskakuje mnie swoją obcością.
– Pewnie dlatego zastanawiam się, czy ja tak naprawdę akceptuję swoje ciało?
– Chyba nie do końca, skoro powstają w mojej głowie pomysły dotyczące różnych zmian:
– tu bym trochę ujął, tam coś uwypuklił, a jeszcze gdzie indziej wyprostował …
A więc ja … to umysł …
– Nie, tak nie może być …Bo przecież ciało …
– Hm ….
– To jak to właściwie jest? …
– Moja dusza i ciało nie stanowią jedności?
Zastanawiając się dalej nad tą kwestią dostrzegam, że ten dualizm, jakiegokolwiek nazewnictwa by użyć: ciało i umysł, materia i świadomość, sfera fizyczna i duchowa, stwarza sytuację konfliktową.
Bo …
Umysł miewa pretensje do ciała, a nawet stawia się ponad ciało. Zdarza się też, ze pogardza nim
i wstydzi się go. Uważa, że w ciele usadowiły się słabości. Ono przecież:
– domaga się, nie koniecznie zdrowego jedzenia i to często w ilościach większych niż mu potrzeba,
– lubi leniuchować;
i chętnie kieruje się w stronę różnych, mało wartościowych uciech.
Ale ciało jest niczemu nie winne. Ono w gruncie rzeczy jest skromne, nie ma aspiracji rządzenia i jest w stanie dostosować się nawet do gorszych warunków istnienia.
Umysł zaś próbuje „udawać niewiniątko” i często zwala winę na ciało. A to on przecież kieruje wszystkim, wprowadza ciało w niekorzystne sytuacje:
– pracę ponad siły, wygórowane potrzeby, różne lęki, stresy i bezsenne noce.
Kiedyś:
– bardzo bolała mnie skręcona noga,
– zaatakowali mnie chuligani, …
i wtedy nie czułem podziału na umysł i ciało.
Kojarzę więc, że rozdwojenie nie pojawia się w czasie bólu, niebezpieczeństwa czy spontanicznego działania, ale dopiero później, gdy zaczyna się przetwarzanie danych, myślenie. Dualizm ciała i duszy, jak się okazuje, jest wynikiem zdolności człowieka do abstrakcyjnego myślenia, bo umysł „uwielbia” dociekać, klasyfikować, systematyzować …
Wiem, egzystencja jest jednością, powinienem czuć się niepodzielny. Ale cóż, problem powraca.