Janek

 

               Uczył się w Szkole Powszechnej w Rakowie oraz w Gimnazjum i Seminarium Nauczycielskim w Jędrzejowie. Po ukończeniu szkół odbył służbę wojskową w Kielcach. Następnie pracował jako nauczyciel w swojej rodzinnej wsi, gdzie prowadził także teatr amatorski. W czasie II wojny światowej był jednym z tych, którzy tworzyli struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Posiadał kontakt z Kwaterą Główną AK i Okręgiem Kieleckim. Jako porucznik WP współorganizował Obwód Jędrzejowski AK oraz placówkę „Młyny”, mającą siedzibę w Rakowie, której został dowódcą. Był też nauczycielem tajnego nauczania. W 1943 roku został aresztowany przez Niemców przy ulicy Pińczowskiej
w Jędrzejowie. 
Więziono Go w Kielcach i Radomiu, gdzie zginął w nieznanych okolicznościach.


               Przedstawiony powyżej człowiek to Jan Simlat /1915-1943/,  postać bardzo znacząca w naszej rodzinie, a także w środowisku lokalnym. To pierwszy wykształcony człowiek wśród moich najbliższych
i jeden z nielicznych w tej okolicy.

A oto znane mi zdarzenia z ostatniego okresu Jego życia.
Była jesień 1943 roku. Janek wrócił pociągiem z Warszawy, z Kwatery Głównej AK. Miał .przy sobie kenkarty, przeznaczone dla komandosów, których lądowanie było umówione w rejonie Placówki „Młyny”. Około godziny 14.00 wysiadł z pociągu na stacji kolejowej w Jędrzejowie i pieszo udał się w kierunku ulicy Pińczowskiej, gdzie znajdowała się „komendantura niemiecka”. Tam zaufany Polak miał kenkarty ostemplować. Był już blisko celu, kiedy podeszła do niego znana mu kobieta, jak się później okazało, zdrajczyni i wzięła go pod rękę. Żołnierze niemieccy biorący udział w zasadzce zrozumieli, że jest to człowiek, na którego czekają. Po chwili został uderzony kolbą karabinu w tył głowy i upadł na chodnik. Podniósł się jeszcze i próbował uciec w bramę przy kamienicy Gołębiowskich, ale niestety nie miał na to żadnych szans. Ubezpieczający Go ludzie z AK nie zareagowali w żaden sposób, uznali bowiem, że są za słabo przygotowani.  Wycofali się z myślą o przygotowaniu Jego odbicia. Niemcy przewidzieli taką akcję i  po krótkim przesłuchaniu, jeszcze tego samego dnia, przewieźli Go do więzienia w Kielcach, mieszczącego się przy ulicy Zamkowej.

               Po aresztowaniu Wujka, w Jędrzejowie „zawrzało”. Moja Mama, która była tam w tym czasie, przybiegła szybko do Rakowa /ok. 6 km/, żeby o zdarzeniu powiadomić rodzinę. Zaraz też przystąpiono do zacierania wszelkich śladów partyzanckich: w domu, obejściu i  okolicy, a Wujek Tadek, także żołnierz AK, pojechał rowerem do Jędrzejowa, powiadomić o zdarzeniu władze Organizacji. Było to skuteczne powiadomienie, bo radio, ani tego dnia, ani w dni następne, nie nadało już, o umówionej godzinie piosenki „Czerwony pas”. I zrzutu komandosów w tym czasie i w tym miejscu też nie było.

               Znane są fragmenty przesłuchań Janka.
W Jędrzejowie, po wprowadzeniu Go na przesłuchanie, czekający tam Niemiec zwrócił się do niego:
– Ty polski bandyto!
Na to Wujek odparował:
– Bandytami to wy jesteście, bo to wy napadliście na nasz kraj i to wy nas gnębicie! Dlaczego to robicie, czego od nas chcecie?

               O niezwykle wstrząsających przesłuchaniach Wujka w Kielcach opowiadała wiele razy, także
w mojej obecności, Pani Dzidka Karkoszówna, jego sympatia, która starała się uwolnić Go za wszelką cenę. W czasie przesłuchań Janek odpowiadał na pytania pojedynczymi słowami, a jeśli już coś mówił więcej, to tylko tego typu zdania:
– Ja nic nie wiem, nie znam ludzi, o których mnie pytacie; w Jędrzejowie znalazłem się przypadkowo, bo szukam pracy, bierzecie mnie za kogoś innego.
Ale w pewnym momencie, widząc beznadziejność swojej sytuacji, skatowany i doprowadzony do ostateczności „odparował”:
– Wy szwaby, wyrwijcie mi język, a ja i tak powiem, że Polska jest nasza, a nie wasza.
Powyższe zachowania i wypowiedzi świadczą dobitnie o postawie Janka. Warto odnotować jeszcze jeden ważny fakt:
– po aresztowaniu Go i ciężkich przesłuchaniach nikt z Organizacji, z jego współpracowników, ani z rodziny w żaden sposób nie ucierpiał.

               Trzeba także dodać, że cała rodzina ze strony Mamy, tzn. Simlatowie, zaangażowani byli
w działalność Polskiego Państwa Podziemnego. I nie chodzi tylko o to, że Janek /pseudonim Brązowy/ dowodził placówką „Młyny”, a Tadek /Pseudonim Kot/ brał czynny udział w wielu akcjach dywersyjnych, że Mama /pseudonim Pietruszka/ przenosiła różne materiały oraz pomagała ukrywać partyzantów, ale że nasz dom był ważnym ośrodkiem ruchu oporu w tym rejonie. Tu spotykali się dowódcy oddziałów partyzanckich planując ważne akcje. W obrębie budynków gospodarczych znajdował się schron, w którym przechowywano broń i amunicję ze zrzutów alianckich w okolicach Motkowic, a w zabudowaniach
i najbliższej okolicy ukrywani byli  partyzanci i ważne postacie polskiego podziemia, których nazwisk ze względów na bezpieczeństwo nikt wtedy nie ujawniał, a później nie było możliwości już tego dociekać. Ja natomiast miałem szczęście, bo w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, wiele razy spotykałem Pana Adama Bienia, będącego w czasie okupacji Zastępcą Delegata Rządu Londyńskiego na Kraj, który potwierdził swój pobyt służbowy w Jędrzejowie i Rakowie oraz wielokrotne kontakty z Wujkiem Jankiem. Świadczy to o tym, że członkowie mojej rodziny byli osobami w najwyższym stopniu zaufanymi, że mieli kontakty i dawali schronienie również przedstawicielom najwyższych władz Polskiego Państwa Podziemnego.

rodzenstwo_simlat

Jan Simlat, Pelagia Świtalska /z d. Simlat/, Tadeusz Simlat

 

               Nie jest łatwo po prawie 70-ciu latach od tamtych wydarzeń odtworzyć listę żołnierzy AK funkcjonujących w ramach placówki „Młyny”. Na podstawie dostępnych materiałów mogę wymienić następujące osoby: Sergiusz Janoff „Set”, Zbigniew Kowalski „Deptak”, Aleksander Morawiecki „Hardy”, Józef Morawiecki „Longin”, Tadeusz Pol „Rudy”, Andrzej Ropelewski „Karaś”, Zbigniew Skotnicki „Mrok”,
E. Sobczyk „Huragan”, Tadeusz Sobczyk „Stopka”, Jan Simlat „Brązowy”, Tadeusz Simlat „Kot”, Henryk Nazimek „Śmiały”, Stanisław Siemieniec „Jastrząb”.

               W  okresie okupacji wielu mieszkańców Rakowa i okolic podjęło aktywną walkę z okupantem, najczęściej w Armii Krajowej i w Batalionach Chłopskich. O niektórych ludziach i wydarzeniach napisał Andrzej Ropelewski w książce pt. „W Jędrzejowskim Obwodzie AK” i w innych swoich pracach. Dobrze,
że one powstały, ale mam niedosyt, bo nie udało się w odpowiednim czasie zebrać dokładniejszego materiału na temat wkładu naszego środowiska w działalność konspiracyjną. Stało się tak zapewne dlatego, że tutejsi ludzie byli niezwykle skromni i po zakończeniu wojny nie uważali, że robili coś nadzwyczajnego. Poza tym w mojej rodzinie, odradzano zajmowanie się tym tematem. Dziwnym mi się to wydawało, że w domu praktycznie nie ma żadnych pamiątek ani dokumentów sprzed wojny i z okresu wojny. Wiele razy pytałem o to i zawsze od Mamy i Babci otrzymywałem taką odpowiedź:

     – W czasie wojny obawialiśmy się Niemców, a po wojnie, kiedy Janek nie wrócił, a Tadek musiał ukrywać się za działalność partyzancką i na dodatek interesowały się nami różne podejrzane osoby, wszystko musiało zniknąć. Po prostu baliśmy się i zacieraliśmy wszelkie ślady działalności. Przecież jeden z nas już zginął, więc trzeba chronić pozostałych.

               Takie pojmowanie rzeczywistości po wojnie, wynikało zapewne z  przewrażliwienia
i z nadmiernej troski o rodzinę, ale nie mam wątpliwości, że stanowiło wyraz braku zaufania do panującego systemu.
Wstyd się przyznać, ale jakoś długo nie mogłem zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

               Wujek Janek jest także postacią bardzo ważną osobiście dla mnie, pierwszego urodzonego po wojnie dziecka w rodzinie. Gdy okazało się, że z wojny nie wrócił, a ja miałem się urodzić, było wiadomo,
że na imię będę miał Janek, dobrze by było gdybym został nauczycielem i tak jak On, grał na skrzypcach.

               Od zawsze wiedziałem o tym i było mi z tym dobrze.

js. (12:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *