Deprecated: Return type of Requests_Cookie_Jar::offsetExists($key) should either be compatible with ArrayAccess::offsetExists(mixed $offset): bool, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Cookie/Jar.php on line 63

Deprecated: Return type of Requests_Cookie_Jar::offsetGet($key) should either be compatible with ArrayAccess::offsetGet(mixed $offset): mixed, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Cookie/Jar.php on line 73

Deprecated: Return type of Requests_Cookie_Jar::offsetSet($key, $value) should either be compatible with ArrayAccess::offsetSet(mixed $offset, mixed $value): void, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Cookie/Jar.php on line 89

Deprecated: Return type of Requests_Cookie_Jar::offsetUnset($key) should either be compatible with ArrayAccess::offsetUnset(mixed $offset): void, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Cookie/Jar.php on line 102

Deprecated: Return type of Requests_Cookie_Jar::getIterator() should either be compatible with IteratorAggregate::getIterator(): Traversable, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Cookie/Jar.php on line 111

Deprecated: Return type of Requests_Utility_CaseInsensitiveDictionary::offsetExists($key) should either be compatible with ArrayAccess::offsetExists(mixed $offset): bool, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Utility/CaseInsensitiveDictionary.php on line 40

Deprecated: Return type of Requests_Utility_CaseInsensitiveDictionary::offsetGet($key) should either be compatible with ArrayAccess::offsetGet(mixed $offset): mixed, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Utility/CaseInsensitiveDictionary.php on line 51

Deprecated: Return type of Requests_Utility_CaseInsensitiveDictionary::offsetSet($key, $value) should either be compatible with ArrayAccess::offsetSet(mixed $offset, mixed $value): void, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Utility/CaseInsensitiveDictionary.php on line 68

Deprecated: Return type of Requests_Utility_CaseInsensitiveDictionary::offsetUnset($key) should either be compatible with ArrayAccess::offsetUnset(mixed $offset): void, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Utility/CaseInsensitiveDictionary.php on line 82

Deprecated: Return type of Requests_Utility_CaseInsensitiveDictionary::getIterator() should either be compatible with IteratorAggregate::getIterator(): Traversable, or the #[\ReturnTypeWillChange] attribute should be used to temporarily suppress the notice in /home/mdgartsc/public_html/switalski.net.pl/wp-includes/Requests/Utility/CaseInsensitiveDictionary.php on line 91
Nasz Czas! – Strona 18 – Jan Świtalski

Śpieszą tam, gdzie potrzebna jest pomoc


Tekst napisany z okazji 85 rocznicy powstania Rakowskiej  Straży Pożarnej.

 

                       „Najstarszym ze znanych oddziałów wyspecjalizowanych w gaszeniu pożarów byli rzymscy Vigiles, powołani przez Cesarza Oktawiana Augusta w 6 roku n.e. Zasady nowożytnego pożarnictwa
w Polsce przygotował Andrzej Frycz Modrzewski, zaś patronem straży pożarnych jest św. Florian,
a jego imieniny /4 maja/ obchodzone są jako Dzień Strażaka”.

                                                                                                                                   Wiekipedia, wolna encyklopedia

 

                Na przestrzeni wieków bardzo poprawiła się w Polsce ochrona przeciwpożarowa. Obecnie istnieją dobrze wyszkolone i wyposażone jednostki  straży pożarnej oraz fachowo prowadzona jest  prewencja. Mimo to nadal wybuchają groźne i trudne do opanowania pożary. W ich gaszeniu, obok „straży zawodowych”, w dalszym ciągu biorą udział ochotnicze straże pożarne, opierające swoją działalność na zaangażowaniu społecznym ludzi. Trzeba też podkreślić, że strażacy z OSP nie tylko gaszą pożary, ale też podejmują wiele problemów swoich miejscowości, przede wszystkim dotyczących oświaty, kultury, sportu i kultywowania tradycji.

               Stowarzyszenie pod nazwą „Straż Ogniowa Ochotnicza w Rakowie” powstało w 1923 roku
z inicjatywy miejscowych rolników. A oto jego założyciele: /w porządku alfabetycznym/: Adamczyk Piotr, Blicharski Zygmunt, Czarnecki Józef, Fert Stanisław, Gruszka Jan, Jopek Władysław, Krzysztofik Wincenty, Nazimek Jan, Pełka Wincenty, Pisarek Andrzej, Siemieniec Edward, Siemieniec Franciszek, Siewior  Piotr, Simlat Jan, Simlat Michał, Skrzypczyk Andrzej, Więckowski Józef, Zimoch Andrzej.
Pierwszym Prezesem Zarządu tego Stowarzyszenia został Jan Simlat, a Naczelnikiem Straży Pożarnej jego brat Michał Simlat. W skład zarządu weszli równiez: Józef Czarnecki  -Zastępca Naczelnika i Zygmunt Blicharski -Sekretarz.

Jan Simlat i Michał SimlatJan Simlat i Michał Simlat

               Rakowscy Strażacy posiadali żółte drelichowe bluzy, złociste hełmy oraz pasy z toporkami. Sygnałem alarmowym wzywającym na zbiórkę, był dźwięk uderzanego młotkiem lemiesza, zastąpiony w późniejszym czasie sygnałem trąbki. Od początku swojej działalności Rakowscy Strażacy dysponowali sikawką ręczną pozyskaną z Powiatowego Związku Straży w Jędrzejowie, dwoma beczkowozami dwukołowymi okutymi przez miejscowego kowala Ignacego Świtalskiego, bosakami, toporami i wiadrami.

               A oto przysięga, jaką składali nowo przyjmowani strażacy:

„Ja nowo zaciążony towarzysz Straży Ogniowej Ochotniczej w Rakowie, przystąpiwszy z własnej woli
i ochoty do tegoż korpusu, przysięgam i ślubuję, że:
-przy tej straży pożarnej wiernie i walnie służyć będę,
-ślubuję dla przełożonych moich bezwarunkowe posłuszeństwo w służbie i szacunek należny, a dla towarzyszy koleżeństwo i zgodę.
Przyrzekam tak w służbie jako też poza służbą:
-życie i postępowanie honorowe stanowi strażaka odpowiednie, a mundurowi strażackiemu w niczym nie uchybiające”.

               Od początku istnienia Straż Ogniowa Ochotnicza w Rakowie brała udział w gaszeniu pożarów, niosąc pomoc wielu ludziom. Do największych akcji gaśniczych Rakowskiej Straży, do roku 1939, należy zaliczyć:
1929 rok  -pożar gospodarstw Piotra Adamczyka i Jana Gruszki w Rakowie;
1930 rok  -pożar piętnastu gospodarstw w Wolicy;
1931 rok   -pożar ośmiu gospodarstw w Rakowie;
1933 rok   -pożar piętnastu gospodarstw w Rakowie /od Ferta do Zimocha/.

               Z inicjatywy Straży w 1926 roku Rakowianie przystąpili do budowy remizy strażackiej. Fundusze na ten cel pochodziły z dobrowolnych składek oraz z dotacji Gminy i  Powiatowego Związku Straży. Ponadto mieszkańcy zgromadzili potrzebne materiały budowlane: kamień, cegłę i piasek oraz samodzielnie wykonali większość prac, czym przyczynili się do szybkiej realizacji tej inwestycji. Budowę Remizy ukończono bowiem już w 1927 roku i wtedy też odbyło się jej poświecenie.

             Poswięcenie Remizy Strazackiej
Poświęcenie Remizy Strażackiej w Rakowie /1927/  

     

                Powstał okazały i funkcjonalny, jak na tamte czasy budynek o powierzchni około 3000 metrów kwadratowych, który posiadał:
-pomieszczenie na sprzęt strażacki;
-salę widowiskową ze sceną oraz kulisami dla artystów; w sali tej odbywały się także zabawy taneczne;
-świetlicę.

               Obok remizy urządzone zostało boisko sportowe do piłki nożnej i siatkówki.

               Już w roku zakończenia budowy w remizie odbył się powiatowy kurs pożarniczy, zakończony zawodami w Mokrsku, podczas których Strażacy z Rakowa zajęli pierwsze miejsce.

               Obiekt ten służył społeczności przez prawie 70 lat, tzn. do lipca 1995 roku.

               Na początku lat trzydziestych do Straży wstąpili nowi członkowie, min. Ludwik Siemieniec, który
w 1936 roku został Prezesem Zarządu oraz Tadeusz Zimoch, pierwszy po wojnie Naczelnik Straży.

 

Ludwik Siemieniec i Tadeusz Zimoch

                 Ludwik Siemieniec i Tadeusz Zimoch    

           

               W roku 1938 przy jednostce Straży Pożarnej w Rakowie powstał zespół żeński. Jego członkinie to: /w porządku alfabetycznym/ Zofia Jopek, Leokadia Misztal, Antonina Pisarek, Irena Siemieniec, Maria Skrzypiec i Franciszka Zimoch, która została pierwszym jego Naczelnikiem.

 

Franciszka Zimoch i Zofia Jopek

                 Franciszka Zimoch i Zofia Jopek                 

 

Rakowskie Strazaczki podczas ćwiczeń

     Rakowskie Strażaczki podczas ćwiczeń

               Także w 1938 roku, w ramach działalności kulturalnej, miejscowy nauczyciel Jan Simlat /syn Michała/ zorganizował przy Strazy w Rakowie zespół teatralny, z którym przygotował szereg przedstawień, a najbardziej z nich zapamiętane to: „Porucznik I Brygady”, „Flisacy” i „Zemsta Cygana”. Zespół ten uzyskał sporą popularność. Prezentował się nie tylko na scenie w Rakowie, ale przedstawiał także swój dorobek w Jędrzejowie i zapraszany był z przedstawieniami do wielu innych miejscowości.

               W czasie II wojny światowej działalność ochotniczych straży pożarnych została zawieszona. Wielu strażaków zaangażowało się w działalność konspiracyjną, najczęściej w strukturach AK lub BCH.
W Rakowie powstała Placówka AK „Młyny”, którą dowodził wspominany już wcześniej nauczyciel
Jan Simlat.

               Po odzyskaniu niepodległości Rakowscy Strażacy przeprowadzili szczegółowy przegląd posiadanego sprzętu oraz dokonali jego naprawy i już w czerwcu 1945 roku uzyskali gotowość bojową. Natomiast jesienią tegoż roku dokonali remontu remizy. W tym okresie wyróżnili się następujący Strazacy: Andrzej Pisarek, Zygmunt Pisarek, Antoni Trojak, Tadeusz Zimoch. Ciężkie beczkowozy napełnione wodą najczęściej do pożarów ciągnęli swoimi końmi: Jan Jopek i Wojciech Kamiński.

Jan Jopek i jego konie

    Jan Jopek i jego konie

                 W kolejnych latach Strażacy z Rakowa uczestniczyli w wielu szkoleniach: min. w Jędrzejowie, Kielcach i Nysie, a w ich wyniku  rozszerzono zakres działalności, przede wszystkim o szeroko rozumianą prewencję.
Wprowadzono min.
-dyżury żniwne /całodobowe/ w celu obserwacji okolicy,
-kontrole przeciwpożarowe gospodarstw wiejskich w rejonie działania Rakowskiej Straży Pożarnej,
-pogadanki w szkołach oraz na zebraniach wiejskich.
Udzielano także pomocy  pogorzelcom, włączono się w budowę dróg łączących Raków z innymi miejscowościami, organizowano zabawy taneczne, z których dochody przeznaczano na zakup nowego sprzętu strażackiego i ubrań, dofinansowywanie zakupu pomocy naukowych i sprzętu sportowego dla szkoły oraz książek do biblioteki.

               Strażacy z Rakowa pełnili też honorowe wartyw Kościele pw. Świętej Trójcy
w Jędrzejowie /ówczesnej parafii/: przy Żłóbku w Boże Narodzenie i przy Grobie Chrystusa w Wielkanoc.

              W 1962 roku OSP w Rakowie otrzymała pierwszą  motopompę, a  w roku 1988 wymieniono ją na nową.

               W roku 1970 OSP w Rakowie otrzymała samochód „Żuk” przystosowany dla potrzeb pozarniczych, dla którego obok remizy wybudowano garaż. Pierwszym i długoletnim kierowcą „Żuka” był Marian Siemieniec, a od 1993 roku Mirosław Drej.

 

Żuk i Strazcy

„Żuk” oraz Rakowscy Strazacy /od lewej/: Włodzimierz Pełka, Henryk Więckowski,
Marian Siemieniec, Gustaw Pełka, Ludwik Siemieniec, Stefan Nazimek i Stanisław Dąbrowski

               W 1998 roku OSP w Rakowie otrzymała z Francji używany wóz bojowy „Berliet”, który po wyremontowaniu służy do dnia dzisiejszego.

A oto tekst przysięgi składanej obecnie przez nowo wstępujących strażaków:

„W pełni świadom obowiązków strażaka-ochotnika, uroczyście przysięgam:
-czynnie uczestniczyć w ochronie przeciwpożarowej majątku narodowego,
-być zdyscyplinowanym członkiem ochotniczej straży pożarnej,
dbałym o jej godność, ofiarnym i mężnym w ratowaniu życia ludzkiego i mienia”

               W latach powojennych Rakowscy Strażacy uczestniczyli w gaszeniu około pięćdziesięciu groźnych pożarów w: /miejscowości w porządku alfabetycznym/
Chwaścicach, Czarnocicach, Dalechowach, Goźnie, Imielnie, Jakubowie, Jasionnie, Kotlicach, Kulczyźnie, Lścinie, Mogiłach, Opatkowicach, Podlaszczu, Rakowie, Rakówku, Wolicy i Wólce.

               Zły stan techniczny istniejącej Remizy Strażackiej, duże koszty jej ewentualnego remontu i brak możliwości rozbudowy pod kątem współczesnych potrzeb sprawiły, że wieś podjęła nowe zadanie inwestycyjne: „Dom Ludowy i Strażaka w Rakowie”.

               Przygotowania do budowy „Domu” zlokalizowanego na terenie tzw. „Kamiennego Dołu” rozpoczęły się już w roku 1984 z inicjatywy Koła Gospodyń Wiejskich. Natomiast 20 września 1986 roku KGW, OSP i Rada Solecka reprezentująca wszystkich mieszkańców, podjęły uchwałę o wspólnej realizacji tej inwestycji. Na Przewodniczącą Społecznego Komitetu Budowy wybrano Genowefę Pełkową.

               Wiele zadań przy budowie wykonali mieszkańcy na wlasny koszt. W 1984 roku zrobiono wykopy
i zalano ławy fundamentowe. W następnych latach z zarabianych na zabawach tanecznych pieniędzy, kupowano materiały budowlane, min. żużel piecowy, cement i piasek, z których robiono pustaki i bloczki. Społecznie wykonywano nie tylko proste czynności, jak: prace ziemne, porządkowe, transportowe

i rozładunkowe, ale także część prac fachowych: murowanie, tynkowanie, malowanie oraz instalatorstwo hydrauliczno-wodociągowe i elektryczne.

               Budowa Domu Ludowego i Strażaka przebiegała powoli, z  koniecznością pokonywania wielu przeszkód, jednakże po 13 latach zakończono ją i 20 lipca 1997 roku odbyło się jego poświęcenie oraz uroczyste otwarcie.

 

Poświęcenie Domu Ludowego

   Poświęcenie Domu Ludowego i Strazaka w Rakowie przez
      Ks. Prob.W. Harta, i Ks. T. Go

Wstęgę przecinaWstęgę przecina poseł Mirosław Pawlak

                Było to ważne wydarzenie w historii Rakowa. Rozpoczęło się od Mszy Świętej i poświęcenia obiektu, po czym przewodniczący uroczystości i jednoczesnie Prezes Zarządu OSP Antoni Mróz przedstawił dzieje Rakowskiej Straży i podsumował trzynastoletni okres budowy „Domu”. Na uroczystość przybyli znakomici goście: poseł Mirosław Pawlak, przedstawiciele władz miasta, gminy i powiatu jędrzejowskiego, przedstawiciele władz Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej oraz wiele delegacji
i pocztów sztandarowych okolicznych jednostek OSP: z Jędrzejowa, Imielna, Mnichowa i Chorzowy. Licznie zgromadzili się też mieszkańcy Rakowa i okolic.

               Aby umożliwić lepsze wykorzystanie DLiS, w latach 1998-2008,  rozbudowano obiekt o zaplecze socjalno-magazynowe, co pozwala na poszerzenie możliwości jego wykorzystania min. o wynajmowanie  na uroczystości weselne.

               W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku ponad 50 strażaków oraz mieszkańców Rakowa zostało odznaczonych Złotymi, Srebrnymi i Brązowymi Medalami za Zasługi dla Pożarnictwa oraz wyróżnionych Odznakami „Wzorowy Strazak” i Dyplomami za Działalność Przeciwpożarową i Społeczną:
Złotym Medalem:
Zenon Czarnecki /1988/, Henryk Więckowski /1988/, Ludwik Siemieniec /1988/, Zygmunt Pisarek /1988/, Stefan Nazimek /1988/, Zygmunt Chaja /1988/, Władysław Pisarek /1988/, Jan Węcek /1997/, Marian Siemieniec /1997/,  Genowefa Pełka /1997/;

Srebrnym Medalem:
Stanisław Kośmider /1988/, Genowefa Pełka /1988/, Józef Pakuła /1988/, Stanisław Twardowski /1988/, Seweryn Nazimek /1991/, Antoni Mróz /1997/, Zdzisław Adamczyk /1997/, Artur Pełka /1997/, Zbigniew Michalkiewicz /1997/;

Brązowym Medalem:
Marian Siemieniec /1986/, Artur Pełka /1988/, Antoni Mróz /1988/, Seweryn Pisarek /1997/, Jan Nazimek /1997/;

Odznaką „Wzorowy Strażak”:
Rafał Jopek, Zbigniew Karkocha, Andrzej Kośmider, Tomasz Kupis, Grzegorz Pisarek, Ireneusz Twardowski, /wszyscy w roku 1997/

Dyplomami za Działalność Przeciwpożarową i pracę społeczną:
Bogusława Blicharska, Zenon Czarnecki, Paweł Nazimek, Jan Pełka, Genowefa Pisarek, Józefa Pisarek, Władysław Pisaraek /wszyscy w roku 1997/.

Władze Straży Pożarnej w Rakowie wybierane na Walnych Zgromadzeniach:

Rok 1923
Prezes Zarządu Stowarzyszenia -Jan Simlat, Naczelnik Straży -Michał Simlat oraz Z-ca Naczelnika -Józef Czarnecki, Sekretarz -Zygmunt Blicharski;

Rok 1936
Prezes -Ludwik Siemieniec, Naczelnik  -Andrzej Pisarek;

Rok 1947
Prezes -Stanisław Adamczyk, Naczelnik -Tadeusz Zimoch;

Rok 1958
Prezes – Andrzej Pisarek, Naczelnik -Henryk Siemieniec, Sekretarz
– Więckowski Henryk;

Rok 1964
Prezes -Andrzej Pisarek, Naczelnik -Józef Pełka;

Rok 1967
Prezes Zarządu -Ludwik Siemieniec, Naczelnik -Józef Pełka;

Rok 1980
Prezes -Stanisław Twardowski, Naczelnik -Józef Pełka;

Rok 1984
Prezes -Jan Węcek, Naczelnik -Stanisław Twardowski;
z-ca Naczelnika -Józef Pełka, Sekretarz -Henryk Więckowski, Skarbnik -Chaja Zygmunt, Gospodarz -Kośmider Józef;

Rok 1986
Prezes -Jan Węcek, Naczelnik -Antoni Mróz;
Z-ca Naczelnika -Józef Pełka, Sekretarz -Więckowski Henryk, Skarbnik -Zdzisław Adamczyk, Gospodarz  -Józef Kośmider;
Komisja Rewizyjna: Lesław Nazimek – przewodniczący oraz członkowie: Zenon Czarnecki i Czesław Pełka;

Rok 1990
Wybory uzupełniające: Mirosław Krzysztofik -Z-ca Naczelnika, Zbigniew Michalkiewicz -Gospodarz;

Rok 1991
Prezes -Jan Węcek, Naczelnik -Antoni Mróz, Z-ca Naczelnika -Mirosław Krzysztofik, Skarbnik -Zdzisław Adamczyk, Sekretarz -Henryk Więckowski, Gospodarz -Zbigniew Michalkiewicz;
Komisja rewizyjna: Jan Nazimek -przewodniczący oraz członkowie -Jan Pełka i Zenon Czarnecki;

Rok 1992
Wybory uzupełniające
Komisja rewizyjna: Zenon Czarnecki-przewodniczący oraz członkowie: Jan Pełka i Krzysztof Tracz;

Rok 1996
Prezes -Antoni Mróz, Naczelnik -Artur Pełka;
Wiceprezes -Jan Węcek, Z-ca Naczelnika -Grzegorz Pisarek, Sekretarz
-Henryk Więckowski, Skarbnik -Zdzisław Adamczyk, Gospodarz -Zbigniew Michalkiewicz;
Komisja rewizyjna: Zenon Czarnecki -przewodniczący oraz członkowie: Andrzej Kośmider i Rafał Jopek;

Na Powiatowym Zjeździe Ochotniczych Strazy Pozarnych w Jędrzejowie przedstawiciele OSP z Rakowa wybrani zostali do władz gminnych: Antoni Mróz ? na członka zarządu, Zdzisław Adamczyk na członka komisji rewizyjnej.

Rok 2001
Prezes -Antoni Mróz, Naczelnik -Rafał Jopek; Wiceprezes -Zdzisław Adamczyk, Z-ca Naczelnika -Tomasz Kupis, Sekretarz -Marian Zimoch, Skarbnik -Andrzej Kośmider, Gospodarz -Zbigniew Michałkiewicz oraz Paweł Nazimek i Emil Twardowski -członkowie  zarządu,
Komisja rewizyjna: Zenon Czarnecki -przewodniczący oraz członkowie: Jan Węcek i Artur Pełka;

Rok 2008
Prezes: Marian Zimoch, Wiceprezes -Marek Kośmider, Sekretarz -Ireneusz Twardowski, Skarbnik -Bogusława Blicharska, Gospodarz -Katarzyna Bała oraz członek zarządu -Wojciech Dworecki;
Komisja rewizyjna: Pełka Artur -przewodniczący, Krzysztof Michalkiewicz -Sekretarz, Twardowski Emil -członek komisji.

Źródła:

1. Jopek Józef, Mróz Antoni, Więckowki Henryk -„Kronika Ochotniczej Straży Pożarnej w Rakowie”.

2.   Mróz Antoni -Wystąpienie na uroczystości otwarcia i poświęcenia Domu Ludowego i Strażaka
w Rakowie dnia 20 lipca 1997 roku.

3. Zdjęcia ze zbiorów: OSP w Rakowie, Mariana Zimocha oraz autora.

Uwaga

Zdaję sobie sprawę z tego, że powyższy artykuł nie zawiera wszystkich informacji na temat działalności OSP w Rakowie. Liczę na to, że po przeczytaniu zechcą Państwo skorygować go i uzupełnić.

 

W Rakowie

Tekst i zdjęcia Zbigniew Latkowski
Wspomnienia autora z dzieciństwa /lata czterdzieste i pięćdziesiąte
XX wieku/.

1. Ja, Rodzice i Dziadkowie

Urodziłem się na początku okupacji hitlerowskiej. Zapamiętałem tylko Dziadków ze strony mojej Mamy, bo Tato był najmłodszym z licznego rodzeństwa i niestety wcześnie został sierotą. Jego rodzice,
a jednocześnie moi Dziadkowie, umarli wiele lat przed moim urodzeniem.

W kampanii wrześniowej 1939 roku Tato dostał się do niewoli i umieszczony został w jednym
z obozów jenieckich na terenie Niemiec, a Mama została sama i zabiegała o nasze przetrwanie
w Jędrzejowie, próbując zarabiać na handlu. Był to dla nas bardzo trudny okres. Oprócz warunków materialnych i zagrożenia okupacyjnego, doskwierały nam złe warunki sanitarne oraz duża liczba ludzi przemieszczających się przez nasz sklep. Wszystko to było groźne, szczególnie dla mnie, małego dziecka. Dobrze, że w tym czasie pomagała nam rodzina, a szczególnie moje Ciotki /siostry Mamy/ i Dziadkowie. Zresztą, odkąd pamiętam, u Dziadków w Rakowie bywałem bardzo często, a oprócz tego Ciotki odwiedzały nas w Jędrzejowie i opiekowały się mną podczas wyjazdu Mamy po towar. Byłem dzieckiem dość chorowitym i łapałem wszystkie infekcje, jakie się wtedy pojawiały. Dwa razy umierałem na rękach Mamy /dyfteryt/. Uratowała mnie tzw. surowica, którą otrzymałem dwukrotnie, bo nie było innego wyjścia, a podobno można ją otrzymać tylko raz. Tego okresu oczywiście nie pamiętam dobrze, ale są zdjęcia, które przypominają jak rosłem. Zdjęcia te wysyłane były także do Taty w Niemczech.

W miarę upływu czasu zapamiętywałem coraz więcej. Dziadkowie utrzymywali się z niewielkiego gospodarstwa rolnego. Dziadek Jan Chrust pochodził z biednej, wielodzietnej rodziny chłopskiej. Będąc dorastającym chłopakiem starał się uniknąć służby w wojsku carskim, która trwała wtedy sześć lat. Uważano bowiem w tym środowisku, że jeśli nawet uda się ją przetrwać, to i tak jest to czas stracony.
Nie chcąc iść do wojska Dziadek przez pewien czas głodował, doprowadzając się do tego, że w momencie poboru nie był w stanie chodzić o własnych siłach. Zawieziono Go na punkt poboru furmanką, leżącego, przedstawiającego żałosny widok – sama skóra i kości. Oczywiście w takim stanie nie został zakwalifikowany do służby, a po powrocie do domu, przez długi czas musiał dochodzić do formy.

Nie widząc perspektyw dla siebie w rodzinnym domu /ziemia piaszczysta, dużo rodzeństwa/ Dziadek wyjechał na roboty w okolice Poznania. Pracując tam przez kilka lat odłożył pewną sumę pieniędzy, którą uznał za wystarczającą na zakup ziemi. Powrócił wtedy do domu i zaczął poszukiwanie żony. Tak się stało, że znalazł ją w Rakowie, wsi, która leżała w paśmie bardziej urodzajnych ziem, niż normalnie spotykane w tej części Kielecczyzny. Po paru latach od zawarcia małżeństwa, gdy nadarzyła się okazja, Dziadek dokupił trochę dobrej ziemi, dopożyczając pieniędzy w Jędrzejowie. Dług był spłacany systematycznie, ale w pewnym momencie, gdy nastała galopująca inflacja, zrozumiał, że zadłużenie to zagraża bytowi jego rodziny i postanowił spłacić go jednorazowo. Dokonał tego sprzedając wszystko co tylko było możliwe: plony, bydło, gęsi, pierze itp. Babcia musiała wtedy wypchać poduszki i pierzynki sianem, lamentując przy tym i załamując ręce:
– O la Boga, co to będzie?
– Wyhodujesz sobie gęsi i będziesz miała nowe pierze, ale nie stracimy naszego dorobku, odpowiadał Dziadek.
Wiele lat później, Mama mówiła, że kupione pole było urodzajne, ale zachwaszczone, głównie perzem i dużo pracy włożyła cała rodzina w uczynienie go nadającym się pod zasiew.

Dziadek nie był tak wykształcony i oczytany jak Babcia, ale do dzisiaj zadziwia mnie jego umiejętność planowania i konsekwencja w działaniu. Myślę, że nauczył się tego, będąc koło Poznania.
Tam była wyższa kultura rolna oraz wyższy poziom wyposażenia technicznego, niż u nas. Lepiej też była zorganizowana praca i dlatego przeszedł tam porządną szkołę gospodarowania. Nauczył się staranne uprawiać ziemię i doglądać dobytku, szczególnie dużo uwagi poświęcając koniom, do których miał szczególną słabość. Starał się mieć konie ogniste, które nieraz sprawiały mu kłopot, ale mógł się nimi chlubić. Pewnie dlatego zakupił dla nich różnoraką uprząż oraz narzędzia do czyszczenia i pielęgnacji. Oprócz wozów przeznaczonych do gospodarki, posiadał również sanie na zimę i wóz z siedzeniami do przewożenia ludzi. Skompletował też wszystkie potrzebne narzędzia i dzięki nim, nie miał kłopotu
w wykonaniu prac polowych i budowy budynków gospodarczych. Ze starych urządzeń pamiętam kamienne żarna, ręczną sieczkarnię, kosy, piły itp. Gdy w latach 90-tych XX wieku zwiedzałem pałac
w Łańcucie, gdzie demonstrowano wozy, uprząż, narzędzia i wyjaśniano do czego one służą, to
z przyjemnością stwierdziłem, że Dziadek miał wiele z tych potrzebnych rzeczy oczywiście na miarę swoich potrzeb i możliwości.

 

rakow-malz_jan_i_rozalia_chrust_z_najstarsza_corka__ok_1918r_II

                         Dziadkowie Jan i Rozalia  z najstarszą córką /1918 r/                   
    

Babcia Rozalia z córkami                                       
Babcia Rozali z córkmi /maj 1935 r/

 

               Babcia Rozalia Chrust /z domu Chaja/ była bardzo zapracowana, bo obrządzała w gospodarstwie, a także wspierała  Dziadka w pracach polowych. Mimo to znajdowała czas na książki, które, szczególnie
w długie zimowe wieczory, czytała na głos dla rodziny i znajomych. Cieszyło się to wtedy dużym powodzeniem, bo przecież nie było radia ani telewizji. Gdy się urodziłem, przeżywano akurat losy bohaterów „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza i właśnie dlatego nadano mi imię jednego z bohaterów tej książki, tego, który rodzinę zauroczył najbardziej, Zbyszek. Poza tym Babcia była osobą energiczną
i szanowaną we wsi. Nie raz znajomi przychodzili do niej na rozmowę, bo Ona umiała nie tylko doradzić, ale także dochować tajemnicy.

               Babcia była też bardzo religijna, zawsze wieczorem odmawiała modlitwę, chyba różaniec.

 

Dziadkowie Jan i Rozalia z córkami i wnukiem II

Dziadkowie z córkami i wnukiem                        

2. W gospodarstwie

Trzeba przyznać, że na wsi wszystko było ustanowione w sposób życiowy, czyli praktyczny,
a budynki i podwórka były bardzo podobne jedne do drugich. Gospodarstwo Dziadków zostało zbudowane na części majątku, który Babcia otrzymała od swoich rodziców, a więc na ojcowiźnie. Podwórze miało kształt czworokąta. Równolegle do drogi stał drewniany dom mieszkalny, z którego lewej strony znajdowała się szeroka brama wjazdowa /wrota/. Patrząc od bramy, po tej samej stronie stała komórka, oraz murowane budynki gospodarcze, chlewy (obory), w których kolejne pomieszczenia przeznaczone były do chowu: świń, krów i koni. W niewielkiej odległości od nich, znajdował  się wybetonowany dół, gnojownik, służący do składania obornika.  Na końcu tego ciągu budynków znajdowała się komórka ze starymi urządzeniami, wagą, miarkami do odmierzania, zbożem i drobnymi narzędziami. Komórka przylegała do drewnianej, dużej i wysokiej stodoły, zamykającej podwórze od strony przeciwległej do bramy wjazdowej i domu. Składano tu siano na paszę i snopy zbóż, które jesienią i zimą młócono. Stodoła posiadała szerokie i wysokie wrota zarówno od frontu, jak i z tyłu, które umożliwiały wjazd drabiniastego, wysoko załadowanego sianem lub zbożem wozu i pozostawienie go w stodole do czasu rozładowania. Po stronie przeciwległej do obór, stały: drewniana szopa, murowany kurnik i piwnica. Blisko domu była jeszcze studnia i furtka w ogrodzeniu, wiodąca do sadu. Na uwagę zasługuje kurnik, który znajdował się stosunkowo blisko domu, aby zapewnić bezpieczeństwo drobiu. Od tego bowiem, co było
w kurniku, zależał w dużej mierze poziom wyżywienia w domu. Jeśli zdarzyło się, że nocą do któregoś kurnika we wsi zakradał się lis, kuna, albo tchórz, to uczynił straszne straty, których szybko nie dało się uzupełnić. Lubiłem zbierać jajka, których szukałem kierując się głosem gdakających kur, donośnie obwieszczającym światu o ich zniesieniu i znajdywałem je nie tylko we wcześniej wyznaczonych gniazdach, ale i  w innych, zgoła nieoczekiwanych miejscach.

Wiosną, w gospodarstwie Dziadków, lęgły się małe kurczęta, kaczęta i gąsięta. Szczególnie dobrze pamiętam żółte, małe kurczaczki prowadzane przez kwoki, które nadzwyczajnie o nie dbały, a w razie grożącego niebezpieczeństwa chowały je pod swoje skrzydła. Takim niebezpieczeństwem dla małych piskląt były na przykład: jastrzębie, sroki i wrony, które czujne kwoki bardzo szybko dostrzegały.

 

U Dziadków na podwórku II

 U Dziadków na podwórku

                Obraz podwórka dopełniał jeszcze kierat zamontowany w pobliżu stodoły i pies przy budzie. Nocą pies był spuszczany z łańcucha, a jeśli był nauwięzi, to w taki sposób, że mógł poruszać się po znacznym obszarze.

Babcia Rozalia z wnukiem na tle ogródka i domu II

Babcia Rozalia z wnukiem na tle ogródka i domu 

               3. Ogródek i sad

               W ogródku przed domem Babcia miała dużo kwiatów (irysy, piwonie, lilie i inne), a po prawej stronie podwórka było przejście do sadu i warzywniaka. Uprawiana tam była marchewka, pietruszka cebula, buraczki, groch, koper, ale także inne rośliny, np. truskawki. W sadzie rosły jabłonki, wiśnie i śliwki, oraz jedna lub dwie gruszki. Sad był także po drugiej stronie drogi, gdzie rosło więcej drzew owocowych, a także porzeczki i agrest. Znany byłem
z tego, że jak przyjechałem, to bardzo szybko objadałem krzewy porzeczkowe i moja chrzestna, Ciotka Janka (Kamińska), ze swą córka Wandzią, musiały się bardzo śpieszyć z ich zbieraniem, aby zrobić jakieś przetwory.

 

Wiosną w ogrodzie warzywnym

Wiosną w ogrodzie warzywnym
     

               W sadzie było też dużo jabłoni, przeważnie były to papierówki. Zerwane w odpowiednim czasie przed dojrzeniem, można było dłużej przechować w chłodnej szopie. Gdy byłem już nieco starszy i urodzaj papierówek był dobry, Dziadek pozwolił mi sprzedawać je przed domem. W dzień targowy /czwartek/ sadowiłem się na poboczu drogi z koszem jabłek i dużym, metalowym garnuszkiem służącym do odmierzania owoców. Wracający z targu w Jędrzejowie ludzie często zatrzymywali się po jabłka i w ten sposób zarabiałem sobie trochę złotówek. które Dziadek pozwalał mi zatrzymać. Trzeba też powiedzieć, że w upalne dni droga była źródłem niesamowitego, białego kurzu, wzniecanego przez przejeżdżające furmanki na drewnianych kołach.

4. W domu

Dom był drewniany i miał swoje tajemnice. W sypialni, zawsze było dużo chłodniej niż w innych pomieszczeniach. Wisiały tu święte obrazy i  wahadłowy zegar nieustannie cykający i bijący godziny. Regulacja tego zegara należała do Dziadka,
a On zabierał się do tego raz w tygodniu, ze znanym tylko sobie ceremoniałem. Do cykania i bicia zegara łatwo było się przyzwyczaić, bo był to miły odgłos. Innym zaś głosem było tajemnicze skrobanie nocą. To słychać było, jak korniki zjadają drewno. Tajemniczy dla mnie był strych i gdy  miałem więcej lat, zacząłem go plądrować. Znalazłem tam  przedwojenne podręczniki szkolne / bardzo ciekawe/ i ulotki opisujące odbiorniki radiowe /superheterodyny lampowe/. Tato mój, tuż przed wojną, kupił odbiornik Philipsa. Na czas okupacji był zakopany w stodole i dzięki temu przetrwał.

W kuchni dużo miejsca zajmował piec, w którym co jakiś czas Babcia piekła chleb, a przed świętami ciasta. Pod koniec wypieku miałem możliwość wsadzić do niego także jabłka i ziemniaki. Pieczenie chleba to był cały rytuał, a więc przede wszystkim wyrabianie ciasta i odstawienie w ciepłe miejsce dla wyrośnięcia. Oprócz tego trzeba było napalić w piecu, a drewno w tym celu było już wcześniej przygotowywane. Wypiekany chleb, w postaci dużych okrągłych bochenków, był przechowywany
i spożywany, aż do wyczerpania zapasu. Wtedy przygotowywano nowy wypiek.

Wodę, w celach spożywczych oraz do mycia się, czerpano za pomocą wału z korbą, ze studni znajdującej się na podwórzu. Babcia dbała o higienę. Zawsze wieczorem grzana była woda i myliśmy się
w dużej miednicy. Pamiętam, że bardzo nie lubiłem myć nóg, bo szczypały mnie, chyba od podrapania przez źdźbła traw i zbóż, a także od pokrzyw i ukąszeń komarów  Najbardziej swędziały mnie stopy na wierzchu
i po umyciu, już w łóżku, drapałem je aż do krwi, miałem potem strupki, ale drapanie dawało mi ulgę.

Latem dużą plagą w domu były muchy. W gospodarstwie, gdzie blisko domu mieszkalnego hodowano świnie, konie, krowy, gęsi i kury, trudno byłoby się spodziewać, że tej plagi nie będzie. Babcia
z Ciotką Janką walczyły z muchami na różne sposoby. Przy małej ilości much zasłaniano okna wytwarzając półmrok. Jedno z okien lub drzwi odsłaniano i otwierano, aby padało światło i gałęziami przeganiano muchy z pomieszczenia, a one najchętniej kierowały się w tamtą stronę . Mocowano też lepy kupowane
w sklepiku i stawiano szklane naczynia o okrągłym kształcie, będące pułapką na muchy. Naczynia te, tzw. muchorki wypełnione serwatką, a muchy dostawały się do nich przez specjalny otwór od dołu. Kiedy już tam weszły nie umiały znaleźć wyjścia i topiły się. Przy bardzo dużej ilości much sięgano po sposoby bardziej radykalne, truto muchy specjalnym dymem. Na ten czas nikogo w mieszkaniu nie mogło być,
a potem należało dobrze wywietrzyć pomieszczenia. Ciekawe w tym wszystkim było to, że w sypialni, przylegającej do kuchni nie było much. Jak się później dowiedziałem, uzyskiwano to dzięki chłodowi tam panującemu, pomimo upału na zewnątrz, bowiem izolację cieplną ścian w tej części budynku stanowiły trociny wymieszane z wapnem. A poza tym w tym pomieszczeniu starannie zamykano i zasłaniano okna oraz drzwi.

5. Żniwa

Okres żniw był dość nerwowy dla gospodarzy, bo istniało zagrożenie złą pogodą. Chyba z tego powodu ludzi na polu było w tym czasie więcej niż zwykle i koszono nie tylko w pojedynkę, ale na dwie,
a nawet trzy kosy. Za kosiarzem zboże odbierały kobiety i układały garście na ściernisku. Później wiązano snopki, a na koniec ustawiano w kopki /mendle/, co stanowiło prowizoryczne zabezpieczenie zbiorów przed ewentualnymi opadami.

Przez wiele lat do koszenia zboża używano kos, później pojawiły się kosiarki zwykłe, a jeszcze później żniwiarki i snopowiązałki. Dużo było, jak pamiętam, dyskusji, o jakości koszenia i o traceniu plonów przy zastosowaniu maszyn, ale nie miało to większego wpływu na wkraczanie techniki na wieś.
Podczas żniw zabierano mnie w pole. Gdy dorośli pracowali w pocie czoła, ja zawsze czymś się zajmowałem, zwykle w cieniu pod miedzą, w pobliżu bańki z czarną kawą. Gdy byłem większy pomagałem ustawiać kopki, a z czasem nawet wiązać snopki. Podczas zwózki zboża do stodoły Dziadek zabierał mnie na drabiniasty wóz. W drodze powrotnej jechałem na samej górze załadowanej fury. Przejażdżka ta była trochę niebezpieczna, ale stanowiła dla mnie dużą atrakcję. Na szczęście nie mieliśmy nigdy wywrotki, bo Dziadek starannie układał snopki i jechał ostrożnie po wyboistej drodze. Lubiłem też pod wieczór jeździć z Dziadkiem po seradelę lub inną  zielonkę, która stanowiła karmę dla bydła.

6. Zapasy

Dziadkowie mieli wykopaną w ziemi piwnicę, zabezpieczoną od góry wysokim nasypem z ziemi, chroniącym ją: zimą przed mrozami, a latem przed upałami. Do piwnicy schodziło się po stromej, drewnianej drabince. Gromadzone tam były ziemniaki i warzywa do codziennego użytku w okresie zimy /nadmiar ziemniaków  przechowywano w kopcach/, a także różne przetwory, np. soki, zawekowane wiśnie, borówki, a w lecie nie brakowało tam także produktów z gospodarstwa wiejskiego, jak: świeże
i zsiadłe mleko, śmietana, sery , jajka, masło itp. Masło Babcia wyrabiała w maśniczce. Lubiłem się temu przypatrywać, a nieraz popróbowałem pomagać Jej w tej pracy.

Od dzieciństwa byłem przyzwyczajony do spożywania produktów mlecznych i dopiero teraz potrafię docenić, co to były za smakołyki.

Jako mały chłopiec lubiłem też próbować słodkich soków, które czasem dostawałem od Babci
w małym kieliszeczku. Jednego razu upiłem się odrobiną soku wiśniowego i śpiewałem :
Za gółą, za gółą ,
sama nie wiem za któłą,
kazała mi przychodzić,
sama nie wiem co łobić ?
Używałem słowa sama, ponieważ byłem wychowywany przez ciotki oraz matkę i przyswajałem sobie ich mowę. Sok wiśniowy był robiony metodą umieszczania owoców w słoju i przesypywania ich cukrem. Słój stał w słońcu, na parapecie okna, a jego otwór obwiązywany był kawałkiem białego płótna, aby nie wchodziły muszki i inne żyjątka. Sok nie zlany i nie pasteryzowany w odpowiednim czasie, dzięki naturalnym drożdżom na owocach, fermentował i w ten sposób powstawało niskoprocentowe wino. Innymi produktami przygotowywanymi na zimą, były suszone owoce. Wiśnie, jabłka i śliwki suszyło na specjalnych blachach, które wystawiano na słońce, w miejscach gdzie nie było dostępu drobiu i innych stworzeń. Lubiłem też wiśnie wyjmowane z soku, a także lekko podsuszone, wiszące niekiedy na drzewach, już długo po zasadniczym zbiorze.

7. Dzieci

                Po sąsiedzku było kilkoro dzieci, więc bawiliśmy się ze sobą w rozmaity sposób. Były to przewrotki, albo wspinanie się po drzewach, biegi itp. Przez pobliskie łąki, płynęła rzeka Brzeźnica i w upalne dni chodziliśmy się tam kąpać. Kąpiel ta nie była wcale prosta. Rzeka wprawdzie była bardzo czysta i nie głęboka, bo sięgała nam gdzieś do pasa, ale woda była niezwykle zimna, bo na całej jej długości biły źródła, co można było zobaczyć, obserwując, jak na jej dnie piasek się burzy od wyrzucanej wody, albo jak z położonych niedaleko brzegu ?oczek? sączą się małe strumyczki. By wejść do rzeki trzeba było pamiętać o zahartowaniu ciała. Wkładało się do wody najpierw jedną nogą, potem drugą
i zmieniało się nogi aż do ich oswojenia z niską temperaturą. Następnie obmywało się ręce
i resztę ciała. Po takim obrządku można było już brodzić po rzece, ganiać się i uczyć się  pływać „po piesku”. Zawsze trzymaliśmy się zasady, że jak tylko pojawia się „gęsia skórka”, to wychodzimy z wody. Wtedy kładliśmy się na trawie i wygrzewali swoje ciała w słońcu. Nie słyszałem, aby ktokolwiek z nas wtedy się przeziębił. Innymi dziecięcymi zajęciami było pieczenie ziemniaków na różne sposoby:
w ognisku, w specjalnych puszkach z dziurkami /puszki po konserwach/, w popielniku suszarni tytoniu itp. A po ulewach wchodziliśmy do rowów pełnych ciepłej, brudnej wody i mułu lub biegaliśmy po drodze specjalnie brudząc nogi w błocie. Mówiliśmy wtedy, że mamy cholewki. Bo warto przypomnieć, że przez wieś prowadziła wtedy droga gruntowa, błotnista i wyboista. Służyła wszystkim: pieszym, wozom ciągniętym przez konie i krowom pędzonym na pastwiska. Wiadomo, czysta nie była, ale jakoś nie chorowaliśmy.
A może taki sposób zabawy zapewniał nam naturalne szczepionki i uodpornienie?

W miarę podrastania, dzieci wiejskie miały coraz więcej obowiązków i to było początkiem naszego oddalania się od siebie. Ja nie byłem dzieckiem, które nie chciałoby pomagać, ale po prostu do tego się nie nadawałem, bo nie znałem tej pracy z codziennego doświadczenia. Jeszcze poganianie konia za kieratem podczas młocki udawało mi się, ale już bardziej skomplikowane prace przerastały moje możliwości. Jednego razu, kiedy Dziadek miał chorą nogę, zaprzągł konia do kultywatora, pokazał jak nim kierować i ruszyliśmy na pobliskie pole, tuż za drogą. Pierwszy raz przejechałem wokół „stajonka”
i wszystko było w porządku. Za drugim razem, na przeciwległym końcu pola, manewr skrętu się nie udał. Kultywator przewrócił się na bok, a że koń był „ognisty” i nieufny do mnie, przestraszył się i pognał przed siebie w stronę drogi. Po drodze był sad, więc skręcił w prawo, prosto w mak sąsiada Kośmidra. Dziadek stał na drodze i mimo chorej nogi zdołał konia opanować, a z sąsiadem musiał się rozliczyć za tę szkodę.

Niby było mi dobrze na wsi, ale cały czas wychodziłem na drogę i patrzyłem gdzieś tam daleko,
w stronę zakrętu. Wypatrywałem, czy czasem nie zobaczę mojej Mamy jadącej na rowerze
z Jedrzejowa. Czasem chodziłem, aż za zakręt, bo za nim były dwa sklepy spożywcze, a w nich landrynki, spośród których najbardziej pamiętam migdałowe i malinowe. Tam, przy sklepach, rozpościerała się dalsza perspektywa. Droga rozwidlała się i skręcając w lewo wybierało się „odnogę” wiodącą wśród pól do Wolicy,a dalej, skręcało się w prawo, w lepszą, asfaltową wiodącą do Jędrzejowa. Druga „odnoga” /ta
w prawo/ też wiodła do Jędrzejowa, ale przez Kulczyznę. Była krótsza, ale na żadnym odcinku nie utwardzona i trudna do przebycia, szczególnie po deszczu.

Idąc do sklepu, na zakręcie drogi mijało się remizę strażacką, którą zapamiętałem z odbywających się tam zabaw. Dziadek lubił taniec i zapewne dlatego raz byłem z nim na takiej zabawie, ale krótko, ponieważ rozeszła się wiadomość, że przychodzą na zabawę chłopaki z Brusa i może być niebezpiecznie.

Patrząc sprzed sklepu w stronę Kulczyzny, widać też było piętrowy budynek szkoły.

Ruch na powietrzu, dobra woda, czyste środowisko, to wszystko było mi bardzo potrzebne dla odpowiedniego rozwoju, zwłaszcza po tych wielu chorobach okresu niemowlęcego i wczesnego dzieciństwa, kiedy to kilkakrotnie lekarze nie dawali nadziei, że przeżyję.

Zimą rzadko wyjeżdżałem do Dziadków. Za to Dziadek chcąc czasami zrobić nam przyjemność, przyjeżdżał do miasta saniami zaprzężonymi w dwa konie i trochę nas powoził poza miastem, ale będąc
w mieście musiał się bardzo namarznąć, bo nawet na chwilę nie mógł od koni odejść.
8. Pamięć

Na starsze lata Dziadkowie pozostawili sobie jedną działkę pola, aby nie być zależnym od kogokolwiek, co wynikało zapewne z ich twardego charakteru. Ja natomiast zdążyłem podrosnąć
i wyjechałem do szkoły w Warszawie. Kontakt nasz się wtedy rozluźnił.

Pewnego dnia Dziadek zachorował i lekarze w szpitalu nie dali rady mu już pomóc. Mama nie powiadomiła mnie o pogrzebie, obawiając się, że będzie to dla mnie zbyt duże przeżycie. Ale sądzę, że nie była to dobra decyzja. Pozostały mi tylko zdjęcia z Jego pogrzebu.

Babcia żyła znacznie dłużej. Po śmierci Dziadka pola już nie uprawiała, za to często przyjeżdżała do Jędrzejowa. W okresie wakacyjnym, kiedy Mama wyjeżdżała, a ja zostawałem sam w domu
i pracowałem w sklepie, Babcia była ze mną i zawsze zrobiła mi coś dobrego do jedzenia. Bardzo lubiłem te Jej pobyty. Chodziła do kościoła i dużo ze mną  rozmawiała. Twierdziła, że nie doczeka chwili, gdy się ożenię, a jednak doczekała. Miała dużo ciekawych przemyśleń. Podkreślała min., że na świecie jest bardzo dużo oszustwa, z czym nie mogła się pogodzić. Kiedy umarła, zostałem powiadomiony o Jej pogrzebie i zebraliśmy się całą rodziną by ją pożegnać. Odprowadziliśmy ją na miejsce wiecznego spoczynku, do wspólnego grobu z Dziadkiem, na Cmentarzu w Jędrzejowie.

Zawsze będę pamiętał moich Dziadków. Ciężko pracowali aby ziemia przynosiła dobre plony i aby utrzymać rodzinę. Dzięki temu przekazali gospodarstwo w dobrej kondycji następnemu pokoleniu. Pamiętam, że kiedy Dziadek widział zaniedbane gospodarstwo, męczyło go to. Nie mógł się pogodzić, że można do tego dopuścić. Przypuszczał, że może to być wynikiem pijaństwa i nie potrafił tego usprawiedliwić. Mówił, że pijak po prostu nie chce przestać pić, bo jakby chciał, to w każdej chwili mógłby przestać. Teraz już wiemy, że to akurat nie jest prawdą, ale dowiedzieliśmy się o tym dopiero wiele lat później. Na przykładach zaobserwowanych właśnie w Jędrzejowie zrozumiałem , że są ułomności ludzi, których nie da się wyleczyć. Może w przyszłości inżynieria genetyczna pomoże ludziom także w tym względzie.

W sposób bezkonfliktowy, gospodarstwo po Dziadkach przeszło w ręce Ciotki Janiny i jej męża Wojciecha Kamińskiego, również bardzo pracowitych ludzi. Ich zasługą było min. wybudowanie, w miejscu starego drewnianego domu, nowego, murowanego. Ale Oni też już zakończyli swoje pracowite życie na ziemskim padole i spoczęli na cmentarzu w Jędrzejowie.

Zbigniew Latkowski
26.09.2006; korekta 02.2010

publikacja na blogu: 24.08.2011 r

 

Rakovici, Rakowo, Rachowo, Rachowo Maior, Raków

               Tereny pomiędzy Rakowem i Czarnocicami nazywano Coforówką, droga prowadząca do Podlaszcza to Ścigna, mój Ojciec pochodził z Klosturki /Klaszturki/, a więc z części Rakowa położonej od strony Kulczyzny. Niestety, nazwy te wyszły już z użycia i niewiele osób je pamięta. Niewielu też mieszkańców Rakowa zdaje sobie sprawę z tego, że jego wieś wkroczyła w dziesiąty wiek swojego istnienia. 

               Raków składał się w przeszłości z dwóch odrębnych części: klasztornej, określanej, jako „Klosturka”, gdzie mieścił się folwark należący do Cystersów i części   gospodarskiej czyli ziemiańskiej. Jeszcze teraz pośrodku Rakowa widoczny jest plac w kształcie trójkąta i dwa ostre zakręty, które łączą obydwie części wsi. Od tego placu odchodzą drogi w różnych kierunkach:
-do Jędrzejowa przez Kulczyznę;
-do Kielc przez Goznę, Mokrsko, Sobków i Brzegi;  takze do Chwaścic,  Lścina i Jasionny;
-do Wolicy, Mogił, Borków i Piasków;
-do Rakówka, koło nieistniejącego już wodnego młyna „Na Kruku”.

Plac w kształcie trójkąta  


               Przy trójkątnym placu, stanowiącym swego rodzaju centrum wsi, a także w jego pobliżu, powstawały ważne dla mieszkańców obiekty użyteczności publicznej:
-budynek byłego Urzędu Gminy, później, Gromadzkiej Rady Narodowej /do 1973 r/,  mieszczący obecnie Filię Gminnej Biblioteki Publicznej w Jędrzejowie;
-sklep istniejący do około 1970 roku, mieszczący się w domu Chelickich, a później Nazimków;
-remiza strażacka zburzona w 1995 roku, gdy dobiegała końca budowa Domu Ludowego
i Strazaka:
– niedaleko od placu znajduje się Szkoła Podstawowa /budynek z 1931 roku/;
– jeszcze nieco dalej od centrum do 1999 roku istniała poczta /w domu Nowaków/;
Obecnie przy placu znajduje się również przychodnia zdrowia i apteka.

  

     Dom Ludowy i Strażaka                          

 

 

Szkoła Podstawowa

               Raków jest jedną z najstarszych wsi w tym rejonie Polski, bowiem istniała już na początku XII wieku i wchodziła w skład dóbr kościelnych. Do XV wieku figuruje w dokumentach pod różnymi nazwami: Rakovici, Rakowo, Rachowo, Rachowo Maior.  Jako Rakowo została wymieniona w dokumencie fundacyjnym Klasztoru Cystersów w Brzeźnicy /pierwotna nazwa Jędrzejowa/ w 1153 roku, wśród ośmiu wsi podarowanych Zakonowi przez Jana, arcybiskupa gnieźnieńskiego. U Jana Długosza, w dziele „Liber beneficiorum dieocesis Cracoviensis”, Raków to Rachowo Maior.

W 1581 roku wieś miała:
-sześć łanów kmiecych,
-trzech zagrodników z rolą,
-trzech komorników z bydłem,
-jednego rzemieślnika,
-pół karczmy.

W 1827 roku we wsi było 28 domów i 268 mieszkańców, co oznacza, że przeciętnie w jednym domu mieszkało blisko 10 osób.

W 1833 roku wieś i folwark Raków wchodziły w skład dóbr rządowych ekonomii Jędrzejów.

                W okresie II Rzeczpospolitej Raków był siedzibą dużej obszarowo gminy. W jej skład wchodziły min.: Kotlice, Dalachowy, Mokrsko Dolne, Jasionna, Łysaków, Łączyn, Gozna, a więc południowa część obecnej Gminy Sobków, zachodnia Gminy Imielno i wschodnia Gminy Jędrzejów.

               Niestety, do czasów współczesnych nie zachowały się obiekty kultury materialnej, świadczące
o długiej historii Rakowa. Są wprawdzie we wsi trzy kapliczki, ale dwie z nich  w ostatnich dziesięcioleciach zostały zbudowane na nowo w miejscu poprzednich, zupełnie inaczej wyglądających. Tylko krzyż stojący naprzeciwko budynku szkoły w XX wieku nie zmieniał swojego wyglądu.

               Niewiele też wiemy o rakowskim folwarku, który funkcjonował tu przez sidem stuleci. Gdy jako dziecko odwiedzałem mojego Dziadka Ignacego mieszkającego na Klosturce, mówił, że tu, niedaleko na wzgórzu stał dwór, to znaczy duży drewniany budynek mieszkalny, zabudowania gospodarskie i duży sad. Jedynym śladem po dawnej świetności tego dworu, jest niezwykłej urody pomnik, wykonany z piaskowca, przedstawiający Jezusa Chrystusa siedzącego na kamieniu. Postać umieszczona była na ponad 3 metrowej ozdobnej kolumnie, skróconej podczas ostatniego remontu do 2 metrów. Na podstawie ogólnego wyglądu oraz detali, historycy sztuki określają, że pomnik ten pochodzi z połowy XVI wieku.

 

Pomnik Jezusa Chrystusa w Rakowie            

               Pomnik przetrwał do naszych czasów i stoi samotnie w najwyższej części tzw. „Dworskich Pól”, około półtora kilometra od wsi. Ale nawet już za mojego życia musiał być kilkakrotnie remontowany, ponieważ wandale, inspirowani pogłoskami o ukrytym w nim skarbie, niszczyli go. W 2004 roku, po silnej burzy, która wywróciła pomnik, sołtys Rakowa Marian Zimoch, wspólnie ze Stanisławem i Ireneuszem Twardowskimi poskładali go i na nowo postawili. Po zakończeniu remontu odprawiona została Msza Święta oraz odbyło się jego poświęcenie, którego dokonał Rakowianin, Ksiądz Krzysztof Gibas. Uroczystość zgromadziła wielu mieszkańców wsi oraz okolic i dziś Chrystus, „jak dawniej”, spokojnie patrzy na naszą okolicę.

                Przysiółkiem Rakowa był Rakówek, który od 2001 roku jest jego integralną częścią. Ostatnimi właścicielami folwarku w Rakówku było rodzeństwo Wydrychiewiczów:
-Tadeusz, który przejął pałac, większość budynków gospodarczych oraz znaczną część ziemi;
-Irena, Kierowniczka Szkoły Podstawowej w Kotlicach, która swoją część ziemi dzierżawiła okolicznym rolnikom;
-Jadwiga /znana, jako Panienka Giga/, właścicielka min. młyna wodnego „Na Kruku”.

               Ponieważ w rodzinie Tadeusza nie było następców, a Irena i Jadwiga nie założyły rodzin i nie posiadały potomstwa, część ziemi sami właściciele sprzedali jeszcze za życia, a resztę dóbr przejęli po ich śmierci kuzyni z Krakowa i także je upłynnili.

               W latach pięćdziesiątych XX wieku wiele razy byłem w gospodarstwie Tadeusza Wydrychiewicza, ponieważ mój Ojciec wykonywał tam różne prace kowalskie. Ponadto mojego Ojca i Pana Tadeusza łączyło zainteresowanie pszczołami.

               Zabudowania Wydrychiewiczów były już wtedy bardzo zniszczone. Zapamiętałem, że Dziedzicowie, bo tak o nich mówiono, mieszkali w pałacu, który miał drewniany ganek i białe, tynkowane ściany. Niestety połowa dachu tej budowli była zawalona. W zniszczonej części fascynował mnie przede wszystkim olbrzymi fortepian, który jeszcze wydawał szlachetne dźwięki, a w którym po pewnym czasie już tylko kury znosiły jajka. Stały też niszczejące meble, między innymi. fotele i krzesła z bordowymi obiciami oraz różnej wielkości szafy i szafki. Przed wejściem był okrągły klomb z kwiatami, wokół którego wiodła droga dla podjeżdżających do pałacu bryczek. Pomiędzy pałacem a rzeką Brzeźnicą, rozpościerały się stawy rybne, w znacznej części już zarośnięte szuwarami, po których ciągle jeszcze pływały wydry, otaczane tutaj szczególną opieką. Nieco dalej, po lewej stronie części reprezentacyjnej był rozległy sad, ogród warzywny i pasieka, a po przeciwnej zabudowania gospodarcze: obory, stodoły
i garaże. Pamiętam też trzy olbrzymie, kruczo czarne konie, dumę Pana Tadeusza i traktor na żelaznych kołach. Było także wiele narzędzi i sprzętu rolniczego, którego nie spotykało się w gospodarstwach chłopskich.

Źródła:

 1. Iwona Kwiatkowska -praca magisterska  pt. Monografia parafii pw. Najświętszego Serca Jezusa w Jasionnie.
2. Piotr M. Sobczyk -Raków AD 1153 /broszura okolicznościowa/.
3. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych ziem polskich, pod red. B. Chlebowskiego
i W. Walewskiego.
4. Raków vel Rakowo -Gazeta Jędrzejowska nr 38/136/, z 19 października 2000 r

20.08.2008 r

Raków – Ojczyzna mojej duszy

Każdy ma swoje miejsce
ulubione w dzieciństwie.
To jest ojczyzna duszy.

Stefan Żeromski

 

               Nie trudno się domyślić, że Rakowianie wiążą nazwę swojej miejscowości z rakami,  w które obfitowały wody rzeki Brzeźnicy, płynącej w sąsiedztwie. A poza tym łowienie raków, nawet jeszcze 50 lat temu, było wśród moich współziomków powszechne i potrafiły to robić także dzieci. Dość powiedzieć, że już jako sześciolatek umiałem wynajdywać pod brzegiem rzeki norki, poszerzać do nich wejścia,
a następnie ujmować raka palcami za pancerz i wyrzucać go na brzeg.

               Raki są największymi bezkręgowcami w Polsce i występuje kilka ich gatunków. W Rakowie było stanowisko raka szlachetnego, o krótkich, grubych szczypcach, gładkim, ciemnobrunatnym pancerzu i dorastającego do 25 cm długości. Jest to jednocześnie najdelikatniejszy spośród raków, określany barometrem czystości wody, bowiem nawet najmniejsze jej zanieczyszczenie sprawia, że ginie.

               Brzeźnica była rzeką dziką, tworzyła liczne zakola, rozlewiska, mokradła oraz bagna. Woda jej była krystalicznie czysta i wyjątkowo zimna, ze względu na liczne źródła bijące wzdłuż jej brzegów. Raki czuły się tu wyśmienicie i było ich mnóstwo. Oprócz nich żyły w rzece liczne gatunki ryb, a nad brzegami wiele dzikich zwierząt i ptaków.

               Zło rozpoczęło się w latach sześćdziesiątych XX wieku, kiedy to Brzeźnica została poprowadzona nowym, prostym korytem.  Na dodatek przez kilkanaście lat była ściekiem dla jędrzejowskich firm. Jej woda miała wtedy kolor brązowy i okropnie cuchnęła. Wszelkie życie
w niej zanikło, nie mówiąc już o rakach żyjących tu zapewne przez wiele wieków. Pozostały po nich tyko wspomnienia i urocza nazwa naszej miejscowości.

 

               Raków to mała wieś, licząca 50 lat temu 61 domów i 270 mieszkańców. Obecnie zaś żyje żyje tu około
500 osób. Położona jest w województwie świętokrzyskim, sześć kilometrów na wschód od Jędrzejowa, przy trasie do Mokrska. Jest to jedna z kilkunastu miejscowości w Polsce o tej nazwie, że wspomnę choćby tylko najpopularniejszy Raków, leżący koło Staszowa, znany z osiedlenia się tam Braci Polskich czyli Arian pod koniec XVI wieku.

               Mój Raków to wieś charakteryzująca się pięknym położeniem w zielonej dolinie rzeki Brzeźnicy, będącej prawobrzeżnym dopływem Nidy. Jest miejscowością uporządkowaną, rozciągającą się w linii prostej ze wschodu na zachód, przy drodze urozmaiconej tylko dwoma ostrzejszymi zakrętami. Otoczona jest: od południa pięknymi łąkami z dołami torfowymi, które z czasem zmieniły się w niedostępne bagna,
a od północy polami uprawnymi, przechodzącymi w las. Domy mieszkalne i zabudowania gospodarskie usytuowane są po jednej stronie drogi /po tej od strony pól/, po drugiej zaś znajdują się sady i ogrody warzywne. Przed każdym domem znajduje się ogródek kwiatowy, a w nim przebiśniegi, irysy, piwonie  nazywane tu złotymi kwiatami, georginie, maciejki, astry, cynie i inne znakomitości.

               We wsi „od zawsze” znajdowała się szkoła, biblioteka, remiza strażacka i sklep spożywczo-przemysłowy. Obecnie jest także przychodnia zdrowia, apteka, dom ludowy, kawiarnia, kilka małych firm obsługujących rolnictwo i nie jeden, a trzy sklepy. Warto też wspomnieć, że po wybudowaniu domu ludowego zburzona została /w lipcu 1995 r/ remiza strażacka.

               Gleby w okolicach naszej wsi są zróżnicowane: od rędzin po piaski. Tradycyjnie uprawia się tu dużo zbóż: żyto, owies, jęczmień i pszenicę, a z innych roślin ziemniaki i buraki pastewne /wcześniej także cukrowe/. Z upraw przemysłowych przeważa tytoń i rzepak. Od lat sześćdziesiątych dobrze rozwijała się tu hodowla bydła mlecznego, w ostatnim czasie jednak zanikająca na korzyść trzody chlewnej i drobiu.

               Raków wyróżnia się szlachetnością i kulturą mieszkańców. Przejawia się to między innymi zgodnym współdziałaniem ludzi, życzliwością w kontaktach z obcymi, gościnnością, wyrozumiałością, tolerancją, wyjątkowym szacunkiem dla osób starszych, a także chęcią niesienia pomocy potrzebującym. Ale też wspomnieć należy, że coś dziwnego działo się  pomiędzy wieloma sąsiadami. Chodzi mi o kłótnie i spory sąsiedzkie, których było tu dużo, ale które nigdy na szczęście nie kończyły się w sądach. Młodzież dziwiła się tym praktykom dorosłych, nie rozumiejąc zupełnie o co chodzi i co jest przyczyną tych dziwnych zachowań.

               Mieszkańcy Rakowa są ludźmi gospodarnymi i pracowitymi. Obejścia są zadbane, a pola starannie uprawione. Wspominając rakowskie rodziny sprzed ponad pół wieku, bardzo krytycznie oceniam wielu współczesnych mieszkańców Rakowa i innych wsi, śmierdzących codziennie i przez całą dobę alkoholem. Uważam nawet, że na podstawie życia i pracy tamtych ludzi, których przecież dobrze pamiętam, można by stworzyć kodeks etyczny polskiego rolnika drugiej polowy XX wieku, szanującego ziemię, ludzi, ciężko pracującego, uczciwego i bardzo odpowiedzialnego.

               Wieś nasza uważana była za postępową. Działo się tak zapewne dlatego, że bardzo ceniono tu wykształcenie. Wielu Rakowian już przed II wojną światową nie poprzestawało na edukacji w miejscowej szkole, ale kontynuowało ją w Jędrzejowie. Po odzyskaniu niepodległości już w zasadzie wszystkie dzieci podejmowały naukę w szkołach średnich, a z czasem, coraz częściej takze na wyższych uczelniach.

               Rakowska młodzież, za czasów mojego dzieciństwa i młodości, była zapracowana
w gospodarstwach rolnych rodziców, bowiem wszyscy, począwszy od najmłodszych, zobowiązani byliśmy do pomocy. Liczyła się przysłowiowa „każda para rąk”, bo pracy było dużo i wykonywano ją głównie siłą mięśni ludzkich. Mimo to byliśmy weseli, rozśpiewani, wysportowani i lubiący się nawzajem. Mieliśmy też swoje sukcesy. Mam tu na myśli choćby „dzikie” rozgrywki w piłkę nożną, np. z chłopakami z Jasiony, gdzieś tam na polanie leśnej koło Mogił, a także inne mecze, min. na  stadionie w Piaskach, przeważnie przez nas wygrywane. Nasze umiejętności piłkarskie nie były przypadkowe, miały bowiem swoje podłoże w solidnym przygotowaniu. Każdej niedzieli graliśmy w piłkę nożną, a czasem także w siatkówkę, na boisku przy remizie strażackiej lub obok szkoły, albo na łąkach niedaleko Podlaszcza. Poza tym przenosiliśmy do rakowskiej drużyny umiejętności uzyskane w szkołach średnich, a także w klubach sportowych.

               Czuliśmy się spełnieni i nigdy nie zniżyliśmy się do tego, aby np. bić się na wiejskich zabawach.
Ale bili się w tym czasie chłopaki z innych wsi i zabawy były wtedy naprawdę niebezpieczne. Od zaczepek, dochodziło do dużych bijatyk, kończących się nawet śmiercią któregoś z uczestników.

2.08.2008