„Przydarzyło mi się to,
co się przytrafia zlepionym przez długotrwałe leżenie księgom.
Muszę teraz odwinąć tę moją pamięć
i od czasu do czasu wstrząsać wszystko to, co tam się znajduje na składzie”.
Seneka Młodszy /ur. ok. 4 roku p.n.e. zm. 65 roku n.e./
Wstęp
Ludzie w tzw. „pewnym wieku” mają potrzebę „sięgania do korzeni”, poszukiwania informacji
o swoim pochodzeniu i życiu przodków. Ze mną aktualnie też tak się dzieje, bo odczuwam potrzebę zapisania i podzielenia się z innymi tym, co przeżyłem i zapamiętałem i czego udało mi się dowiedzieć.
Ale gdy przystępuję do pisania, okazuje się, że zapamiętałem stosunkowo niewiele, dokumentów jest mało, a dotarcie do tych które istnieją, jest trudne, bowiem zwykle są „dobrze schowane” w różnych zakamarkach. Rzeczą naturalną jest też sięganie do ludzi, którzy pamiętają minione czasy. Zawsze jest jednak za późno, bo tych, którzy mogliby być najlepszym źródłem informacji nie ma już wśród nas, a wielu z żyjących pamięć ma mocno nadwyrężoną.
Mimo wszystko zaczynam. Przywołuję w pamięci różne zdarzenia, niektóre podsuwają mi bliscy i znajomi, no i rozglądam się szukając pomocy i licząc na to, że rodzina, w tym również ta dalsza, mało mi znana lub zupełnie nieznana też coś dołoży.
Ciągle na przykład staram się dowiedzieć skąd pochodzą Świtalscy. Ciekawe, czy ta rodzina od zawsze mieszkała na Kielecczyźnie, w okolicach Jędrzejowa, czy też może kiedyś przybyła tu
z innych terenów? Wiem, że rodziny Świtalskich mieszkają obecnie we Lwowie i w okolicach tego miasta, w Warszawie, Kielcach, Polsce południowo-wschodniej, a także w województwie wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, lubuskim i dolnośląskim. Zastanawiam się więc, do których z nich jest nam najbliżej?
Dużo refleksji na temat rodziny pojawiło sie w mojej głowie na Cmentarzu Świętej Trójcy
w Jędrzejowie, bo jest to miejsce wiecznego spoczynku wielu Świtalskich, Simlatów Chrzanowskich, Chudzików … Muszę jednak z przykrością stwierdzić, że przez lata następowały tam niekorzystne dla mojej rodziny zmiany. Spoglądam ze smutkiem na starą część jędrzejowskiego cmentarza. Za cmentarną kaplicą, gdzie teren lekko się podnosi, w pobliżu wysokich drzew były kiedyś mogiły ziemne moich przodków. Pamiętam szeroki grób Pradziadków: Józefa i Katarzyny Simlatów, a tuż obok maleńką mogiłkę najstarszego syna moich Dziadków Agnieszki i Michała, Henryka, który zmarł będąc niemowlęciem. A w innym miejscu, trochę niżej były groby Chrzanowskich, rodziny ze strony mojej Babci Katarzyny, która też była pochowana w tym rejonie cmentarza. Jest tutaj też grób Rafała Świtalskiego, naszego kuzyna, burmistrza miasta Jędrzejowa, zmarłego w 1894 roku, którym od dłuższego już czasu nikt się nie opiekuje. Będąc dzieckiem odwiedzałem wszystkie te miejsca, najczęściej z Babcią Agnieszką i z Mamą. Każdego roku we Wszystkich Świętych paliłem na nich świeczki i nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek dorosnę, a tym bardziej podstarzeję się i że kiedyś będą nowe groby członków naszej rodziny. Później, kiedy byłem „gdzieś w szkołach”, niektóre z „naszych grobów”, nie zauważyłem nawet kiedy, zostały zrównane z ziemią i na tych miejscach pojawiły się nowe pochówki.
Mam wrażenie, że nasi nieżyjący bliscy patrzą na nas, oczekują określonych zachowań,
a czasem wpływają na nasze postępowanie. To duży i porywający temat, do którego może kiedyś wrócę.
A teraz, przywołuję myśl, która często przychodzi mi do głowy:
– Z biegiem dni, z biegiem lat przestrzeń wokół nas pustoszeje, odchodzą znani nam i kochani ludzie. Wszystko się zmienia, nawet krajobrazy i staje się wiadomym, że każde pokolenie ma tylko jeden swój czas, który mija bezpowrotnie. Jednocześnie inicjowany jest nowy porządek rzeczy, spraw i zależności, a powstająca wolna przestrzeń nie pozostaje pusta, ale zapełnia się szybko nowymi istnieniami. Wszystko to nas oszałamia i niszczy, a naszą „poranioną” duszę najlepiej leczą rodzący się nowi członkowie rodziny.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja wiedza dotycząca naszej rodziny jest fragmentaryczna. Ale decyduję się przedstawić to co zdołałem zebrać, co jest moim zdaniem ciekawe i stanowi charakterystykę poszczególnych miejsc, osób i sytuacji.
Może ta moja pisanina kogoś zainteresuje. Może kiedyś, komuś uda się sięgnąć głębiej.
Ciąg dalszy: Pradziadlowie
Słoneczna październikowa niedziela 2013 roku, ostatnia przed Wszystkimi Świętymi. Leokadia Kapusta /z domu Socha, lat 84/ i Irena Winiarczyk wróciły z „Ruskiego Cmentarza”. Przed Świętem Zmarłych i w okresie lata odwiedzają tam zbiorową mogiłę nr 16, w której spoczywa znajoma Leokadii
z czasów wojny, Rosjanka Katia, nazywana wtedy Walą. Składają kwiaty, palą znicze i Irena
z zainteresowaniem słucha jak wzruszona Leokadia opowiada o 20-letniej wówczas, ładnej, wesołej dziewczynie, z którą się przyjaźniła.
– Na tym grobie było kiedyś zdjęcie Katii, ale się już zniszczyło. Zróbmy je teraz na porcelanie
i umieśćmy tam na nowo. Ja dołożę do tego 50 złotych –mówi Kapustowa do Irenki i Grażyny Stasiak.
– Zrobimy Pani Kapustowa -odpowiada Grażyna. Ja poznałam historię Katii tylko z opowiadań Mamy i Dziadzi oraz z korespondencji Mamy już po wojnie z siostrą tej dziewczyny, Ivanovą Agrypiną Grigoriewną i los Jej bardzo mnie poruszył.
Żivaieva Jekatierina Grigoriewna /Katia, Katiusza/
Warto zastanowić się, kto tak naprawdę walczył z Niemcami w II wojnie światowej ze strony ZSRR?
– To byli ochotnicy, 17 – 20 letni młodzi ludzie, którzy spontanicznie zareagowali na wezwanie przywódców, aby stanąć do walki z niemiecką nawałą.
– To było pierwsze pokolenie ukształtowane przez stalinizm, tryskające wiarą w przyszłość, którą trudno było czymkolwiek zachwiać. I okazało się jeszcze, że wojna nie jest tylko męską sprawą. Kobiety i dziewczęta także ochoczo poszły walczyć, bo chyba jeszcze bardziej niż mężczyźni pragnęły szczęścia i pokoju.
Walentina Pawłowna Czudajewa, działonowa w baterii artylerii przeciwlotniczej, relacjonuje po latach atmosferę podczas naboru do służby wojskowej:
– „Pobiegłyśmy całą klasą do komendy uzupełnień. Szczęśliwe, podniecone, jak na wielkie święto”.
– Czy zdawały sobie sprawę z tego, co to jest wojna, gdzie będą walczyć i co ich czeka?
– Nie, zdecydowanie nie. Entuzjazm nie pozwalał na myślenie czy wątpliwości. Poza tym żaden człowiek nie był w stanie wyobrazić sobie wtedy ogromu śmierci, kalectwa, cierpienia i nieszczęścia jakie przyniesie II wojna światowa.
Czas szybko zweryfikował młodzieńczy zapał. Ta sama, cytowana już Walentina, wspomina
z czym zetknęła się nieco później:
– „Dwa miesiące wieźli nas pociągiem. Dwa tysiące dziewcząt, cały skład. Syberyjski eszelon. Co widzimy dojeżdżając do frontu? Zburzona stacja, a po peronie skaczą marynarze. Nie mają nóg ani szczudeł. Chodzą na rękach… Cały peron marynarzy. I jeszcze palą papierosy. Widzą nas i w śmiech. Serce bije stuk, stuk. Dokąd my się pchamy?”…
Przez cztery lata wojny radziecko-niemieckiej /42-45/ w szeregach Armii Czerwonej służyło prawie milion kobiet. Służyły w łączności, szpitalach polowych, taborach, a także na pierwszej linii frontu. Były to jedne kobiety, które podczas II wojny światowej służyły w tak dużej liczbie i na takich samych pozycjach jak mężczyźni. Były lotniczkami, saperkami, snajperkami, a nawet cekaemistkami
i fizylierkami w oddziałach szturmowych. Kobiety wcielano do istniejących jednostek, a czasem tworzono oddziały wyłącznie damskie.
Niedoświadczona młodzież ginęła na wojnie masowo. Na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich
w Sandomierzu spoczywa 12 tysięcy ludzi, którzy ponieśli śmierć w walkach o Przyczółek Baranowsko-Sandomierski. Wśród nich w zbiorowej mogile nr 16 spoczywa również Żivaieva Jekatierina Grigoriewna, 21 latka pochodząca z miasta Krasnojarsk, z nad rzeki Jenisej w środkowej Syberii.
Niemcy chcieli utrzymać się na linii Wisły, dla Rosjan zaś umocnienie się na lewym brzegu było niezwykle ważne w kontekście wyzwalania kolejnych terenów i „gnania” Niemców na zachód, do Berlina. Po obu stronach rzeki dochodziło do ciężkich bitew. Paliły się domy i budynki gospodarcze, wiele ludzi ginęło, niektórzy opuszczali swoje domostwa, a inni byli przesiedlani.
W czasie wojny Leokadia Socha mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w Ocinku. Pamięta walki
o Przyczółek w roku 1944.
–W naszej wsi i sąsiednich miejscowościach dużo domów, chlewów i stodół na skutek walk spaliło się. Nawet jeśli komuś ocalały jakieś zabudowania, to bał się w nich mieszkać i trzymać tam zwierzęta, ze względu na możliwość wybuchu ognia. W ciągu dnia krowy zwykle pasły się na łąkach u stóp „Partykowej Góry”, nazywanej tak od nazwiska właściciela pola Józefa Partyki, na którym ona się znajdowała, a na noc zapędzali je w pobliskie krzaki, gdzie również sami się kryli -wspomina piętnastoletnia wówczas Lodzia, która doglądała krów na łąkach, także doiła je, a mleko dostarczała rodzinie.
„Partykową Górę” opanowały wojska radzieckie. Było tam 5-6 „ruskich żołnierzy”, którzy okopali się razem ze swoim działem. Siedzieli w dole, a przed sobą mieli usypany wał ziemny. Nie opuszczali tego miejsca w ciągu dnia, czasami tylko na chwilę wyłaniały się ich głowy. Jedzenie codziennie przynosiła im wspomniana już wcześniej Wala. Był to jeden lub półtora bochenka chleba, zwykle czymś posmarowanego.
Naprzeciw „Partykowej Góry”, po drugiej stronie rzeki Opatówki jest teren pagórkowaty. Tam usytuowane było stanowisko bojowe Niemców.
Trudno było przewidzieć w którym momencie i z jakiej przyczyny Niemcy i Rosjanie rozpoczynają wzajemne ostrzeliwanie się, które czasem trwało kilka minut, a niekiedy i wiele godzin.

Z lewej: „Partykowe Wzgórze”, na którym mieli swój posterunek Żołnierze Radzieccy. Z prawej: Wzgórza z których ostrzeliwali okolicę Niemcy. /Foto: G. Stasiak, 2013 /.
W Radoszkach większość ocalałych domów było wtedy zajętych przez wojska radzieckie. Wala razem z innymi żołnierzami mieszkała w domu Kapustów, którzy zostali wysiedleni do Złotej. Lodzia znała tę sytuację, bo odwiedzała swoją babcię Buczkową, która mieszkała w pobliżu.
Każdego dnia Wala wychodziła z domu Kapustów w Radoszkach i na ukos przez łąki wysiadłowskie, przecinając drogę do Łukawy obok mostu na Opatówce udawała się w kierunku Ocinka
i „Partykowej Góry”. Lodzia obserwowała Walę. Patrzyła z zachwytem na ubraną w mundur ładną, gibką dziewczynę z długim warkoczem, która czasami była smutna i szła z opuszczoną głową, ale częściej idąc tańczyła po łące i pięknie śpiewała. Patrząc na drobne i szybkie kroki Wali wydawało się Lodzi, że dałaby radę zatańczyć na denku odwróconej miski, co w jej wyobrażeniu świadczyło o kunszcie tanecznym dziewczyny. Wala i Lodzia spotykały się na łąkach codziennie, lubiły ze sobą rozmawiać i śmiać się. Wala piła udojone przez Lodzie mleko, a czasem zabierała trochę dla żołnierzy. Gdy się lepiej poznały, Wala przychodziła do domu Sochów i dostawała od nich jedzenie dla siebie i żołnierzy.
– Byliśmy wtedy dobrze nastawieni do „ruskich żołnierzy” i oni byli dla nas dobrzy. Natomiast baliśmy się i nie znosiliśmy Niemców –mówi Leokadia Kapusta z domu Socha.
W sierpniu 1944 roku w miejscowościach po lewej stronie Wisły było wyjątkowo niespokojnie. Wojska radzieckie wspierane przez partyzantów i miejscową ludność opanowywały kolejne miejscowości i Niemcy byli zmuszani do opuszczania zajmowanych pozycji. To powodowało ich zdenerwowanie i nasilenie przemocy wobec ludności cywilnej. W takiej atmosferze wybuchały bitwy
o kolejne miejscowości. Właśnie w jednej z nich 14 sierpnia 1944 roku zginęła Wala trafiona niemiecką kulą.
– Najgorsze jest to, że nie była to żadna duża bitwa, w jakich Wala wcześniej szczęśliwie uczestniczyła, ale zwykła wymiana ognia, strzelanina, jakich było wiele. Ja nie byłam świadkiem tego zdarzenia. Widziałam natomiast jak „ruscy żołnierze” wieźli martwą Walę na wozie, a jej warkocz dotykał ziemi –wspomina ze łzami w oczach Leokadia.
Wala pochowana została w Wysiadłowie, na rogu wsi, tam gdzie w tym czasie chowano wielu żołnierzy. Dopiero później została ekshumowana i pochowana na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich
w Sandomierzu, w zbiorowej mogile nr 16.

Pomnik Żołnierzy Radzieckich na Cmentarzu w Sandomierzu /Foto: JŚ. 2013/
II wojna światowa to największy i najbardziej krwawy konflikt zbrojny w dziejach ludzkości. Szacuje się, że zginęło w nim około 72 miliony ludzi, w tym większość /47 milionów/ to cywile. Najwięcej ofiar, ponad 23 miliony to obywatele ZSRR, co stanowiło prawie 14% społeczeństwa, 5 milionów 600 tysięcy poległych to Polacy -ponad 16% społeczeństwa. Dla przykładu warto porównać, że np. Francuzów zginęło 562 tysiące /1,35%/, a Brytyjczyków 450 tysięcy /0,94%/. Zestawiając te wielkości łatwo zrozumieć dlaczego echa wojny są najbardziej żywe właśnie w Polsce i krajach byłego Związku Radzieckiego.
Przywódcy państw oraz politycy nie biorą udziału w walkach, nie strzelają osobiście, ale to oni wysyłają młodych ludzi na wojnę, zamiast ich uczyć i wychowywać. II wojna światowa jest tego najlepszym przykładem: nie przyniosła ludzkości nic dobrego, a jedynie ogrom śmierci i cierpienia. Poza tym zmieniła życie milionów ludzi, którzy stracili najbliższych i dorobek całego życia. Polegli najlepsi z najlepszych i najodważniejsi z odważnych, ginęli bohatersko w swoich krajach i zdala od ojczyzn. Wspominając imiona i nazwiska przynajmniej niektórych z nich, staramy się oddawać honor, hołd i najwyższy szacunek wszystkim, którzy przyczynili się do zwycięstwa i przywrócenia pokoju na świecie.
Załączniki
W w latach sześćdziesiątych XX wieku do Radoszek koło Sandomierza dotarły listy od siostry Jekatieriny. Tłumaczenie dwóch ocalałych zamieszczam poniżej /List nr 1 i 3/ Zamieszczam też list Janiny Makowskiej, która prowadziła korespondencję z siostrą Katii, Ivanovą Agrypiną Grigoriewną /List nr 2, zachował się jego brudnopis /.
List nr 1.
Polska, wieś Radoszki , powiat sandomierski, województwo radomskie.
Drodzy polscy komsomolcy i pionierzy wsi Radoszki.
Ja radziecka obywatelka miasta Krasnojarsk, Ivanova Agrypina Grigoriewna , wiek 49 lat, zwracam się do was tym listem i proszę pomóc mnie w tym, by wy, moi drodzy komsomolcy i pionierzy dowiedzieli się od swoich starszych towarzyszy: babć , dziadków, ojców , mam , braci i sióstr, swoich sąsiadów, czy jest
w waszej wsi bracka mogiła poległych żołnierzy radzieckich, którzy oddali swoje życie w walce przeciw niemieckim faszystom w latach 1941-1945 i może ktoś ze starszych ludzi pamięta te walki, które odbyły się waszej wsi w sierpniu 1944 roku.
Drodzy chłopcy i dziewczynki ! Zwracam się do was, gdyż moja siostra Żivaieva Jekatierina Grigoriewna, urodzona w 1923 roku, sanitariuszka, instruktor 2-go batalionu, 131-go pułku strzeleckiego,
71 strzeleckiej dywizji, 1-go ukraińskiego frontu, w tym czasie znajdowała się w szeregach armii radzieckiej i pomagała naszym żołnierzom gromić niemieckich faszystów i 14 sierpnia 1944 roku moja siostra Katia poległa i została pochowana we wsi Radoszki, jak ukazano w akcie zgonu.
Drodzy polscy komsomolcy i pionierzy, moja siostra Żivaieva Katia, komsomołka, w tych trudnych wojennych czasach, w wieku 19 lat dobrowolnie poszła na front pomagać naszej Armii. Dowiedziałam się
w Ministerstwie Obrony, że w walkach ofensywnych w dniach 18-19 maja 1944 roku, przy forsowaniu rzeki Zachodni Bug i rozciągnięcia przyczółka na zachodnim brzegu, wyniosła z pola bitwy i okazała pierwszą pomoc 27 żołnierzom , sierżantom i oficerom, za co była odznaczona Orderem Wojny Ojczyźnianej
II stopnia.
Drodzy komsomolcy i pionierzy wsi Radoszki, proszę was bardzo uczcijcie pamięć mojej siostry Żivaievoj Katji i brackiej mogiły w waszej wsi. I jeszcze bardzo was proszę drodzy chłopcy i dziewczyny, że jeśli dowiecie się czegoś o walkach , które miały miejsce w waszej wsi, napiszcie do mnie proszę .
Droga polska młodzieży, nasi i wasi dziadkowie i babcie, mamy i ojcowie, bracia i siostry wywalczyli
u niemieckich faszystów dla nas wszystkich szczęśliwe i wolne życie, a teraz nowe zagrożenie zawisło nad nami na Bliskim Wschodzie. Kapitaliści chcą wciągnąć nas w straszną wojnę, no my nie chcemy wojny, chcemy pokoju i szczęśliwego życia.
Z serdecznymi pozdrowieniami i wyrazami wdzięczności,
Ivanova Agrypina Grigoriewna ,
ZSRR, Krasnojarsk 69 , prospekt Krasnoyarski Raboczyj 61 m 22
20.07.1967 rok.
List nr 2
Radoszki, 2.XII.1967 r
Szanowna Pani!
Dopiero dzisiaj odpowiadam na list Szanownej Pani, otrzymany przez Związek Młodzieży Wiejskiej wsi Radoszki w początkach sierpnia br. Prosi w nim Pani aby młodzież opisała coś
z okresu wojny i działań wojennych.
Ja jestem matką Przewodniczącego Koła ZMW wsi Radoszki Marka Makowskiego. Obiecałam młodzieży, że odpowiem na list Pani sama, osobiście. Ponieważ znam język rosyjski tylko częściowo, napiszę po polsku. Myślę, że znajdziecie kogoś, kto przetłumaczy moją odpowiedź, za co z góry dziękuję.
Ja mam 42 lata i dużo różnych wydarzeń wojennych pamiętam. Żyją również moi Rodzice
i wiele osób starszych, których pytałam o okoliczności śmierci siostry Pani, Katarzyny. Niestety nikt nie mógł mi nic powiedzieć. Prawdą jest, że Niemcy tego dnia uciekali,
a następowała Armia Radziecka.
Siostra Katarzyna, tak jak Pani pisze, została pochowana w Radoszkach. Po kilku latach, na rozkaz Władz Polskich ekshumowano zwłoki wszystkich żołnierzy poległych w czasie działań wojennych całego powiatu sandomierskiego i zrobiono dla nich piękny cmentarz
w Sandomierzu. Na cmentarzu tym spoczywa także pułkownik Skopenko, który wsławił się
w walce o wyzwolenie Sandomierza. Dużo żołnierzy Radzieckich zginęło
w Radoszkach 14 sierpnia 1944 roku.
Dla orientacji muszę Pani napisać, że nasza wieś leży w głębokiej kotlinie, nad łąkami, które są dość bagniste w niektórych miejscach. Przez łąki te płynie rzeczka Opatówka. Od Sandomierza wieś położona jest w kierunku północno-zachodnim. 14 sierpnia długie kolumny wojska koncentrowały się w Radoszkach. Żeby móc dostać się do wsi od strony Sandomierza trzeba przejść dość wysoki teren, widoczny dla Niemców, którzy byli po przeciwległej stronie, oddaleni o jakieś dwa kilometry. Niemcy mieli dobrą widoczność
z przeciwległego wzgórza. Wieczorem ostrzeliwali wieś ciężkimi pociskami. Opowiadano mi, że w jednej ze stodół żołnierze radzieccy jadli kolację i tu padł pocisk. Kilkunastu żołnierzy zginęło na miejscu, a ciała kilku były straszliwie poszarpane.
Żołnierze radzieccy walczyli bohatersko. Nocą tego samego dnia zamaskowano drogi widoczne dla Niemców drzewkami wyciętymi z pobliskiego lasku sosnowego. Pod ich osłoną dniem i nocą żołnierze radzieccy parli na wroga, który utrzymywał się jeszcze w tym rejonie do stycznia 1945 roku.
Postaram się Pani wysłać kilka zdjęć cmentarza żołnierzy radzieckich. A może Pani będzie miała możliwość przyjazdu do Polski. Bardzo miło by była Pani u nas widziana. Dużo więcej mogłaby pani zobaczyć i usłyszeć.
Proszę jeszcze dużo opisać o sobie. Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam. Wzruszona jestem tym, że z dalekiego Krasnojarska młoda dziewczyna oddała życie swe na naszej ziemi w walce z Niemcami. Ja też mam dwie córki w tym wieku i ze zgrozą myślę o wojnie. Serdecznie panią pozdrawiam. J. Makowska
Najserdeczniej poszę jeszcze napisać do mnie.
List nr 3
Dzień dobry Szanowna Pani Janino,
Ja i moja rodzina ucieszyliśmy się bardzo otrzymując Pani odpowiedź i widokówkę od młodzieży
z Radoszek.
Pani list Pani Janino, przetłumaczyła nam moja starsza córka Tania.
Droga Pani Janino z całego serca dziękuję Pani za uwagę , proszę przekazać młodzieży waszej wsi moje najgorętsze matczyne pozdrowienia.
Jest nam bardzo miło że nasi polscy towarzysze pamiętają o poległych żołnierzach radzieckich i oddają
im należny honor i szacunek. Dziękuję serdecznie za zaproszenie mnie do Polski.
Oczywiście, bardzo bym chciała otrzymać zdjęcia z sandomierskiego cmentarza żołnierzy radzieckich. Szanowna Pani, proszę mi powiedzieć czy są tam imiona i nazwiska pochowanych żołnierzy radzieckich, nazwy jednostek wojskowych, daty śmierci. Czy są wśród nich kobiece imiona i jakie?
My nie po raz pierwszy próbujemy odszukać grób naszej kochanej siostrzyczki Katiuszy. Informacje o jej śmierci otrzymaliśmy 9 października 1944 roku i od razu tę informacje przekazaliśmy bratu Piotrowi Żivaievovi, który walczył w Polsce niedaleko jednostki Kati. Pod koniec 1944 lub na początku 1945 roku brat wraz z żołnierzami dotarł do Radoszek odnaleźć grób Kati. Przez 9 godzin jeździli i szukali ale tak i nie znaleźli.
Jak ja teraz żałuję, że nie zachowaliśmy żadnego listu naszej Katiuszy, które wysyłała nam z frontu. Dobrze pamiętam jak Katia pisała nam, że jej frontowi towarzysze wołają na nią Wala. Pamiętam też treść ostatniego listu ze stemplem pocztowym z dnia 16 sierpnia 1944 roku. Katia pisała w nim, że właśnie wróciła z misji bojowej, którą dobrze wykonała. Odpocznie i znów pójdzie wypełniać nową misję.
W tym liście Katia napisała piosenkę o Moskwie*:
Ja po swietu niemało chażiwał,
Żił w ziemliaknkach, w okopach, w tajgie,
Pochoronien był dważdy zażiwo,
Znał razłuku, ljubił w toskie.
I po tej piosence Katia pisała tak: I tak tu mam jak mam. Przeżyję, będzie wam ciekawie dowiedzieć się
o moich przygodach, a dla mnie będą to śmiertelne wspomnienia.
Drodzy polscy towarzysze , wysyłam wam zdjęcie Katiuszy. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego listu.
Agrypina Ivanova
*powstała w 1941 roku teraz jest hymnem Moskwy (http://www.youtube.com/watch?v=N2hCK5s8uZE/
Dodatkowe informacje
Materiały źródłowe zebrała Grażyna Stasiak
Tłumaczenia listów na język polski dokonał Artur Stasiak
Sandomierz,16.11.2013 r. JŚ.