Rezerwacja
Autor: Zbigniew Latkowski
Z cyklu: „Gdzieś na świecie”.
Telefon odebrała Mary:
– Villa Sunshine, słucham.
– Czy macie Państwo wolny pokój dwuosobowy z łazienką? -zapytał głos młodej kobiety.
– Tak, mamy jeszcze wolne miejsca w niektórych terminach. A kiedy Pani sobie życzy do nas przyjechać?
– Od 30 lipca, na dziesięć dni. Proszę też podać mi, ile u was kosztuje wynajęcie pokoju.
– W tym czasie mamy jeszcze wolny dwuosobowy pokój, kosztuje 35 euro za dobę. Ale proszę powiedzieć jakie to będą osoby, bo w pokoju jest tylko jedno podwójne łóżko, tzw. małżeńskie.
– Dwie osoby, ja i 15-letni syn.
– Nie będzie Pani przeszkadzało spanie w jednym łóżku z synem?
– Nie, dlaczego?
– Bo to mało wygodne -odrzekła przytomnie Mary i dodała: -ale aby dokonać rezerwacji musi Pani wpłacić na nasze konto zadatek w wysokości 40% należności za pobyt. Po otrzymaniu wpłaty niezwłocznie potwierdzimy ten fakt mailem lub telefonicznie i od tej pory rezerwacja będzie ważna. Oczekujemy dwa dni na wpłatę. Proszę podać swoje nazwisko i nr telefonu.
– OK, a jak wyposażony jest pokój?
– Jest odbiornik TV, lodówka, czajnik bezprzewodowy, kubki, talerzyki, sztućce oraz parawan na plażę.
– OK. Nazywam się Joana M …, mój numer telefonu … . I jeszcze proszę powiedzieć mi, od której godziny rozpoczyna się doba hotelowa?
– Przyjmujemy gości od godziny 14.00 do 22.00. Oczekujemy na Państwa. Z góry życzymy miłego pobytu
i dobrej pogody.
– Dziękuję i do zobaczenia -odpowiedziała Joana
– Do widzenia. I ledwie Mary zdążyła wymówić te słowa, połączenie zostało zakończone.
Była to jedna z typowych rozmów w okresie lata. Niewielką Villę Sunshine zlokalizowaną nad morzem „prowadziła” Mary wraz z mężem. Oboje byli emerytami i niewielkie dochody z wynajmu kwater, pozwalały utrzymać willę w dobrym stanie i wzbogacić ich skromne emerytury. Starali się być uprzejmymi dla swoich gości, gdyż zależało im na dobrej opinii i uważali, że wtedy mogą liczyć na takie samo traktowanie przez przyjezdnych.
……….
Gdy zbliżał się termin przyjazdu Joany z synem, Mary doszła do wniosku, że jedno łóżko dla matki z dorastającym chłopcem będzie krępujące i wyznaczyła dla nich pokój, w którym można było umieścić dostawkę.
Umówionego dnia Mary i jej mąż John pracowali jak zwykle. Najpierw żegnali wyjeżdżających gości, potem pilnowali sprzątania oraz uruchamiali pranie brudnej pościeli. Odbierali też telefony informując o wolnych miejscach, cenach i warunkach oferowanych kwater. Po godzinie 14.00 zaczęli przyjmowanie nowych wczasowiczów i po kilku godzinach urzędowania wszyscy chętni zostali zakwaterowani. Nie zdążyła przybyć jeszcze tylko Joana, która około godziny 18.30 poinformowała telefonicznie, że jest już blisko. Tak było w istocie, bo chwilę później zajechała samochodem przez niezamkniętą bramę wprost pod dom. Weszła do recepcji, a Mary dowiedziawszy się, że to Joana przywitała się z Nią, a następnie podała rękę na powitanie jej synowi, chudemu chłopcu z dziewczęcą fryzurą, mającemu około 180 centymetrów wzrostu, zwracającemu na siebie uwagę nietypowym zachowaniem.
– Ha,ha ,ha!- ha ha ha ha! -wykrzykiwał piskliwym dziecięcym głosem, jednocześnie podskakując
i śmiesznie poruszając nogami.
Joana wzięła chłopca za rękę, posadziła na kanapie, a sama usiadła z Mary przy biurku aby załatwić formalności. W tym czasie zjawił się w recepcji John. Na jego widok chłopiec zerwał się z kanapy z rękami uniesionymi ponad głowę i rozczapierzonymi palcami. John ocenił sytuację jako groźną, ale stał bez ruchu nie chcąc prowokować napastnika. Stali tak naprzeciw siebie przez dłuższą chwilę, a postawa chłopca przypominała zwierzę gotowe do ataku. Mary zaczęła obawiać się o męża, ale uspokoiła się, gdy Joana wstała z krzesła, wzięła chłopca za łokieć i ponownie posadziła na kanapie. Za chwilę sytuacja powtórzyła się, z tą tylko różnicą, że tym razem chłopiec podskoczył do Johna z boku i wpatrywał się w jego ucho.
– Może jest na wpół ślepy? -pomyślał John.
W czasie, gdy Joana ponownie interweniowała, Mary mimiką pokazywała Johnowi, że coś jest nie tak.
Czynności biurowe zostały zakończone i gospodarze oraz goście ruszyli do pokoju. Mary pokazała zasłane dodatkowe łóżko dla chłopca i ze zdziwieniem stwierdziła, że Joana nie doceniła tego gestu.
– Nie będzie potrzebne – stwierdziła.
Gdy Joana przenosiła bagaż z samochodu, Mary z Johnem wymienili spostrzeżenia i doszli do wniosku, że w trosce o dobro innych wczasowiczów czeka ich rozmowa z matką chłopca, bowiem nie wiadomo czy nie zagraża On otoczeniu. Poza tym może niszczyć sprzęt w pokoju, może też sam sobie coś zrobić, a im przyjdzie się z tego tłumaczyć.
Właśnie zeszła z piętra Joana wraz synem.
– Chodzi o Pani syna. Czy on jest chory? -zagadnęła Mary.
– Cooo!- krzyknęła zaperzona Joana chory! Moje dziecko chore! …
Mary i John szybko wyszli przed dom chcąc zapewnić spokój innym wczasowiczom. Tu odbył się dalszy ciąg rozmowy, podczas której Joana groziła im nawet wezwaniem policji. W końcu wzięła telefon
i rozpoczęła rozmowę, ale Mary i John szybko zorientowali się, że nie rozmawia z policją, tylko ze znajomymi. John też ruszył w stronę domu po telefon.. Korzystając z tego że się oddalił, Joana
z wykrzywioną twarzą zaatakowała Mary:
– Ja Cię nieenaawidzę! Ja Cię nieeenaaawidzę! ? – krzyczała.
– Nie wiem, czy w tej sytuacji możemy mieszkać pod jednym dachem -odparła Mary.
– Jak ci p…….dolę to ….. -wrzasnęła Joana i zamachnęła się w stronę Mary, chcąc ją uderzyć. Nie trafiła jednak, bo ta instynktownie uskoczyła na trawnik, po czym rozpłakała się i zaczęła wzywać męża:
– John, John, ta łobuzica chce mnie pobić!
John zawrócił.
– To ty idź i dzwoń po policję -powiedział do żony.
……….
– Dobrze, to oddajcie mi pieniądze i odjeżdżam – zażądała nagle Joana i gdy się trochę uspokoiła weszli do recepcji.
Mary rozmawiała przez telefon w drugim pokoju, „za szybą”. Gdy skończyła uzgodnili z Johnem treść pokwitowania i należną do zwrotu kwotę.
– A co z policją? ? John zapytał żonę.
– Nie przyjedzie. Twierdzą, że to sprawa cywilna.
– To dzwoń po ochronę.
– Już dzwoniłam, zaraz tu będą -odrzekła.
Tymczasem Joana zaczęła dobijać się do szyby żądając natychmiastowego oddania pieniędzy.
– Zaraz! -odparł John i po chwili wyszedł z pieniędzmi i projektem pokwitowania. Podał jej kartkę papieru i długopis. Joana pochyliła się nad biurkiem i zaczęła pisać.
– Proszę, niech Pani usiądzie -powiedział zachęcająco, ale ona odmówiła, a po przygotowaniu pokwitowania powiedziała:
– Teraz niech Pan w mojej obecności przeliczy pieniądze.
John liczył głośno odkładając kolejne banknoty. Joana zabrała je, podpisała pokwitowanie i poszła do samochodu, w którym siedział jej syn. John patrząc w ich stronę nabrał przekonania, że chłopiec jest przytwierdzony do siedzenia za jedną ręką. Ale skoro wyjeżdżali, to nie dociekał tego faktu. Podszedł do bramy i otworzył ją na oścież.
Okazało się, że za bramą jest już koleżeństwo Joany.
– Oddali Ci pieniądze?! -przekrzykiwali się wzajemnie.
– Tak, oddali.
– Zobaczy Pan, przyjedzie telewizja i zniszczy Pana -krzyczeli.
– Lubię występować w telewizji -odciął się John i zamknął bramę, a kątem oka zauważył, że podjechał akurat patrol ochrony.
-Dzwoniliśmy do was, bo mieliśmy kłopotliwą sytuację i chcieliśmy mieć świadków zajścia – powiedział John do patrolu i krótko wyjaśnił co się wydarzyło.
Joana uchyliła jeszcze szybę w drzwiach samochodu i ukazując twarz wykrzyczała z wściekłością:
– Ja gwarantuję, że nie będzie Pan miał żadnego wczasowicza – i odjechała z piskiem opon.
Ochrona też odjechała.
……….
Nie obyło się bez pytań wczasowiczów o Joanę i jej syna. Przy jednej z takich rozmów Mary zapytała wczasowiczki będącej lekarzem:
– Pani doktor , czy takiego niepełnosprawnego chłopca można nazwać chorym?
– Tak oczywiście, że jest on chory ? odpowiedziała.
……….
Kolejny dzień zapowiadał się pogodny, więc od rana wczasowicze szykowali się na plażę. Po śniadaniu w domu nastała cisza, którą w pewnym momencie przerwał sygnał domofonu. Mary wyszła do furtki, za którą ujrzała Joanę z synem.
– Poznaje mnie Pani? -zapytała Joana, wyciągając jednocześnie rękę z nakierowanym na Mary telefonem.
– Tak poznaję -odpowiedziała, po czym odwróciła się i poszła do domu.
– Proszę Pani, proszę pani … – Joana wołała za Mary, ale ta nie reagowała.
– Ta łobuzica przyszła do naszej furtki i chciała mnie nagrać na telefon -powiedziała Mary, oglądając się na dzwoniący wciąż domofon.
– Jak tak, to nie będziemy reagować -powiedział John i wyłączył domofon, aby nie zakłócał spokoju.
Po godzinie Joana odeszła.
……….
– Potrzebny mi smalec, mógłbyś pójść do sklepu? -zapytała Mary
– Oczywiście ?odparł John.
– Dobrze, że już tej łobuzicy nie ma w pobliżu -pomyślał wychodząc z podwórka. Jednak ledwie znalazł się na pobliskim skrzyżowaniu, wyłoniła się Joana czatująca gdzieś za rogiem.
– Jak Pan mógł wyrzucić mnie wieczorem z dzieckiem? -powiedziała wyciągając rękę z telefonem w jego stronę. Nie czekając na odpowiedź zadawała kolejne pytania w podobnym stylu podążając za nim. On nie odpowiadał zdając sobie sprawę, że to prowokacja. Zaczął się jednak niepokoić, bo przyszło mu na myśl, że powtarzające się oskarżenia i brak zdecydowanej odpowiedzi na nie, może być dla niej podstawą dalszych insynuacji.
– Co za głupoty Pani opowiada -odparł wreszcie, chcąc skutecznie dać odpór fałszywym oskarżeniom. Czy Pani wie, że w naszym kraju chodzenie za kimś i nękanie go jest zabronione? -zadał retoryczne pytanie. Tak doszli do sklepu, z którego wychodził akurat jego szef, Pan Markovic. John przywitał się z nim i chciał prosić o pomoc, ale Joana zaskoczyła ich obu potokiem słów. John wykorzystując sytuację ulotnił się wchodząc do sklepu i stanął w kolejce.
– Proszę o kostkę smalcu -powiedział, gdy znalazł się przy ladzie i ledwo zdążył zapłacić, Joana pojawiła się w obok niego i na nowo zaczęła go atakować. Tego było już za dużo.
– Biorę sobie wszystkich Państwa na świadków -powiedział John do osób znajdujących się w sklepie, że ta Pani chodzi za mną, prześladuje mnie i nęka. Czy Pani wie, że takie zachowanie jest zabronione?
Wśród klientów sklepu, nastąpiła konsternacja. Z szyderczymi uśmieszkami patrzyli na zadbanego, starszego mężczyznę i atakującą go młodą, atrakcyjną kobietę. Joana widocznie poczuła się nieswojo, bo nagle, jakby w nią piorun strzelił, odwróciła się i zniknęła. John odetchnął z ulgą i w spokoju wrócił do domu.
……….
Pogoda dopisywała w dalszym ciągu, toteż codziennie od rana Villa Sunshine pustoszała. Wczasowicze wracali pod wieczór zmęczeni i zaróżowieni. W ciągu dnia Mary i John zajmowali się rutynowymi sprawami, jak: obchód terenu, drobne prace remontowe, odbieranie telefonów od potencjalnych klientów itp. Któregoś południa John przeglądając zapis monitoringu dostrzegł, że około godziny 10.00 w pobliże ich bramy zajechał samochód z napisem „Telewizja”. Obraz z kamery przemysłowej nie był zbyt ostry, ale dało się zobaczyć, że wysiadło z niego dwóch mężczyzn i że jeden z nich niósł kamerę. Mężczyźni podeszli do furtki i wiele razy naciskali przycisk domofonu. John i Mary nie słyszeli jednak sygnału będąc prawdopodobnie w dalszej części budynku. Ekipa TV przebywała przed Villą ponad pół godziny i odjechała.
John zrozumiał, że pogróżki pod ich adresem są konsekwentnie realizowane. Zadzwonił więc do swojego adwokata i przedstawił mu wydarzenia ostatnich dni. Mecenas poradził, aby wszelkie zapytania
i osoby kierować do niego. Ponadto w kontaktach z mediami należy zastrzegać sobie ochronę danych osobowych.
Następnego dnia zadzwonił telefon Villi Sunshine.
– Mówi redaktor TV … -odezwał się głos w słuchawce. Czy ja rozmawiam z właścicielem Villi Sunshine?
– Tak, jestem właścicielem -odpowiedział John.
– Zwróciła się do nas kobieta z zastrzeżeniami do jakości waszych usług, w szczególności zaś chodzi o dyskryminowanie osób niepełnosprawnych. Dzwonię, bo byliśmy wczoraj u Państwa, ale nie zastaliśmy nikogo. Ciekawy jestem, co ma Pan nam do powiedzenia na ten temat? -zapytał redaktor.
– Panie redaktorze, tylko tyle, że to jest nieprawda. A poza tym nie mogę przez telefon rozmawiać
o naszych wczasowiczach, bo nie wiadomo z kim rozmawiam i do jakich celów wykorzystane zostaną przekazane informacje -powiedział.
– O to ma Pan jakieś złe doświadczenia!
– Tak, mam. A jeśli chce Pan poznać szczegóły tej sprawy, to proszę skontaktować się z moim adwokatem.
– To już Pan zdążył opowiedzieć wszystko adwokatowi? Czuje się Pan winy, obawia się Pan czegoś?
– Straszono mnie telewizją, więc mogę się spodziewać próby wykorzystania Pana do oczerniania mnie
-odpowiedział John i podał rozmówcy numer telefonu oraz nazwisko adwokata.
– A czy moglibyśmy się spotkać w Villi Sunshine, czy będzie Pan jutro na miejscu? -zapytał redaktor.
-Tak, możemy, nigdzie się jutro nie wybieram. Tylko będzie mi pan musiał przedstawić swój numer identyfikacyjny i potwierdzić ochronę moich danych osobowych.
Nazajutrz John oczekiwał redaktora, ale ten się nie pojawił. Wieczorem zadzwonił adwokat stwierdzając, że również i do niego nikt nie dzwonił w tej sprawie.
Wieczorem John wyszedł przed dom i głęboko odetchnął świeżym powietrzem. A morze spokojnie szumiało, jak zwykle przy takiej pogodzie …